W dniu 14 listopada w Centrum partnerstwa Społecznego „Dialog” w Warszawie odbyła się konferencja „Zawody deficytowe – wyzwania, zagrożenia, rozwiązania” zorganizowana przez NSZZ „Solidarność” i CPS „Dialog” im. Andrzeja Bączkowskiego.

Otwierając spotkanie Katarzyna Zimmer-Drabczyk, NSZZ „Solidarność”, podkreśliła, że spotkanie jest doskonałą okazją do wymiany poglądów pomiędzy pracodawcami, pracownikami, ekspertami, naukowcami i przedstawicielami administracji publicznej. Wyraziła także nadzieję, ze spotkanie to, będzie początkiem „aktywności i debat na temat wyzwań, które stoją przed polskim rynkiem pracy”.

Witając uczestników konferencji Iwona Zakrzewska, dyrektor Centrum Partnerstwa Społecznego „Dialog”, podkreśliła znaczenie Centrum, jako miejsca, w którym toczy się cały czas dialog o rynku pracy, pracownikach oraz pracodawcach. Przypomniała także, że w ostatnim czasie odbywa się mniej spotkań i dyskusji w formie stacjonarnej, co zapoczątkował Covid-19. Od dłuższego czasu jednak było oczekiwanie na taką dyskusję.

„Będę bardzo wdzięczna, jeżeli przemyślicie Państwo te wszystkie tematy i wpadniecie na pomysł kolejnych debat i dyskusji na temat rynku pracy. Rolą dialogu społecznego i Rady, której siedziba jest tutaj, a także wszystkich innych konferencji czy spotkań negocjacyjnych oraz dyskusyjnych jest to, żebyśmy wypracowywali coś wspólnego i wspaniałego. Proszę Państwa, jeszcze raz wszystkich zapraszam. Tym bardziej, że Centrum w tym roku będzie obchodziło w grudniu trzydziestolecie swojego istnienia, więc już wszystkich Państwa serdecznie zapraszam. I mam nadzieję, że będziecie jeszcze chętniej i częściej przyjeżdżali do nas, a my będziemy rozmawiali o kolejnych debatach” – mówiła dyr. Zakrzewska.

Wystąpienie wprowadzające przedstawił Maciej Kłosiński, Zastępca Przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”. Zaznaczył, że rynek pracy czeka szereg wyzwań, które w istotny sposób wpłyną na sytuację polskich pracowników, ich rodzin, ale również na całe społeczeństwo.

Rynek pracy to nie tylko stopa bezrobocia czy płaca minimalna, ale to obszar, który daje podstawy do rozwoju naszego kraju w przyszłości, w szczególności pod względem społeczno-gospodarczym. Czynniki takie jak niż demograficzny, tak zwany zielony ład, cyfryzacja pracy czy sztuczna inteligencja. To tylko niektóre zagadnień wymagających pilnych rozwiązań prawnych, opartych na właściwie prowadzonej polityce społecznej i gospodarczej.

„To w jaki sposób zadbamy obecnie o integralność i bezpieczeństwo Polski, stanowić będzie o sile naszego kraju w Unii Europejskiej i nie tylko. Chcę podkreślić, że partnerstwo społecznie odgrywa kluczową rolę, kiedy jest kryzys. Sprawdziliśmy się jako związki zawodowe i pracownicy podczas pandemii Covid-19. Dzięki wspólnym działaniom udało się bardzo szybko zadbać o bezpieczeństwo naszych pracowników, chociażby o środki ochrony indywidualnej. Pamiętamy te czasy. Ja osobiście wywodzę się z lotnictwa i niebo nad Polską zostało zamknięte na trzy miesiące. Aktualna sytuacja geopolityczna, wojna na Ukrainie, w której to polski rynek przyjął setki tysięcy pracowników z Ukrainy. Rolą partnerów społecznych w tym czasie było skuteczne prowadzenie dialogu społecznego, dzięki któremu mogła być zachowana równowaga pomiędzy napływem nowych pracowników, a bezpieczeństwem i pewnością zatrudnienia naszego pracownika macierzystego” – mówił.

Dodał, że istotne jest pozyskanie pracowników wysoko wykwalifikowanych, ale nie powinno to się odbywać na skróty tylko poprzez włączenie do naszego systemu pracy. Przed nami kolejne wyzwanie dla rządzących, jakim jest zapewnienie bezpiecznego i pewnego rynku pracy dla pracownika z Polski.

„Napływ ten można oczywiście uzupełniać. Braki w zawodach deficytowych, nigdy nie powinny prowadzić do pogorszenia warunków pracy dla naszych pracowników. Nie może to stanowić usprawiedliwienia do braku prawidłowych i dobrze funkcjonujących struktur nauki zawodu i rozwoju zawodowego. Obecnie mamy dobry moment na to, żeby wytyczyć nowe kierunki polityk rynku pracy oraz aby rozpocząć ich wdrażanie. Pomimo problemów, polski rynek na ten moment radzi sobie w miarę dobrze” - podkreślał.

Obecnie mamy niską stopę bezrobocia na poziomie 5 proc. oraz nieliczną grupę rejestrujących się w urzędach pracy, gdzie takich osób jest mniej wobec roku 2023.

„Niemniej jednak zagrożenia dla rynku pracy istnieją i dotyczą w szczególności zawodów deficytowych. Ryzyka zwolnień grupowych - jak to ma miejsce np. w PKP Cargo, Poczcie Polskiej, dwa zamknięte zakłady firmy Beko. Przenoszona produkcja do Turcji oraz zmiany odnośnie cyfryzacji i robotyzacji, to będzie też duże wyzwanie dla nas wszystkich, zastąpienie pracy człowieka poprzez roboty czy sztuczną inteligencję. Możemy zauważyć również naciski na rozwój systemu EURES, czyli Europejskie Służby Zatrudnienia zachęcają do wykonywania pracy głównie w krajach Europy Zachodniej, wysoko rozwiniętych ekonomicznie” - zaznaczał.

Jego zdaniem jest to również istotny temat, bowiem odpływ siły roboczej wykwalifikowanej i trudne jej zastąpienie stanowią wyzwania dla polskiego rynku. Podkreślił, że ważne jest, aby zatrzymać odpływ siły roboczej z Polski, zwłaszcza w zawodach deficytowych. W tym celu należałoby stworzyć zachęty, benefity, promocję tych zawodów, które spowodują do pozostania w naszym kraju tych pracowników.

„W Polsce mamy nadal popyt na pracownika, gdzie niemal 20 proc. pracodawców w pierwszym kwartale 2024 roku ich poszukiwało. Grupą wśród najczęściej poszukiwanych zawodów byli robotnicy, przemysłowi i rzemieślnicy. Szczegółową rolę w tym zakresie powinny odegrać Ochotnicze Hufce Pracy, zwłaszcza odnośnie kształcenia i doradztwa zawodowego. Bardzo ważne jest wsparcie osób młodych poprzez umiejętne przeprowadzenie ich z etapu edukacji w etap pracy. Na ten moment nie ma lepszej instytucji, która posiadałaby odpowiednią strukturę i takie możliwości, jak realizowane w ramach mobilnych centrów informacji zawodowej czy młodzieżowych centrów kariery” - zauważył.

Maciej Kłosiński wskazał, że kolejnym wyzwaniem jest tak zwany Zielony Ład. Polska jest krajem w trudnym kontekście trwającej wymuszonej przez Unię Europejską transformacji energetycznej. Polska energetyka nadal w przeważającej mierze oparta jest na węglu, a rynek pracy w dużym zaangażowaniu zatrudnia przemysł ciężki.

„Powyższe problemy wygenerowane wymuszą transformację energetyczną. To nieustanne dążenie do wdrożenia Zielonego Ładu może doprowadzić do wzrostu bezrobocia w Polsce, wynikającego z trudności w przekwalifikowaniu właśnie tych pracowników z górnictwa, hutnictwa oraz szeroko pojętego przemysłu ciężkiego. Należy mieć na uwadze, że ten problem w nieporównywalnie większej skali dotyczy Polski bardziej niż krajów europejskich. Choćby ze względu na położenie geograficzne czy uwarunkowania ekonomiczne. Szanowni Państwo, przewodnictwo Radzie Dialogu Społecznego przez Związek Zawodowy «Solidarność» będzie ukierunkowane na rozwój dialogu dla zrównoważonego rozwoju gospodarczego w Polsce z uwzględnieniem ochrony rodzimego rynku pracy oraz pracowników w zawodach deficytowych” – zakończył wystąpienie.

Dr hab. Ewa Flaszyńska, dyrektor Departamentu Rynku Pracy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, przyznała, że lubi dyskutować na temat rynku pracy i tego co nas czeka, gdyż tematyka rynku pracy jest bardzo dynamiczna, „i nie ma dnia, który by nam czegoś nowego nie przyniósł”.

„To jest tak szeroki temat, że muszę z taką pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że ta praca też jest dla mnie pasją, dlatego, że wszystko co czytamy, jeśli chodzi o rynek pracy, o zmiany, to co widzimy i to, co już było wcześniej wspomniane o nowych technologiach, to co się zmienia każdego dnia, to wszystko powoduje, że naprawdę tematy związane z rynkiem pracy i tym, czym my się w sumie zajmujemy są bardzo ciekawe” – mówiła.

W zaprezentowanej prezentacji omówiła cztery główne wyzwania i zagrożenia na rynku pracy, którymi są: kurczenie się zasobów pracy, deficyty kadrowe, transformacja energetyczna i wzrost znaczenia sztucznej inteligencji.

Główny Urząd Statystyczny określa, że w zależności oczywiście od przyjętych założeń, spadek siły roboczej wyniesie do 2060 roku od 25 do nawet 40 proc. i szacuje się, że liczba osób w wieku produkcyjnym, w roku 2060 będzie wynosiła między 13 a 16 milionów, przy czym teraz ta liczba wynosi 22 miliony osób w wieku produkcyjnym. Wraz z kurczeniem się zasobów siły roboczej będzie na pewno nasilał się deficyt pracowników w Polsce.

„Rąk do pracy może również zabraknąć z powodu procesów demograficznych i tego, że nie tylko Polacy, ale cała Europa staje się starzejącym społeczeństwem. Ta sytuacja uderza też w pracodawców, przedsiębiorców, ponieważ mają mniejszą liczbę pracowników do zatrudnienia, mniejszą możliwość wyboru, ale również jest to związane z pewnymi większymi wymaganiami, bo ta transformacja, o której będziemy mówili, nie nadąża za zmianą kompetencji pracowników, stąd ten dzisiejszy temat konferencji, jak mówimy o zawodach, o deficytach i o tym, w jaki sposób musimy się przekwalifikować, żeby nadążyć za tym zmieniającym się rynkiem pracy” - zaznaczyła.

Transformacja energetyczna: zapewnienie kadr dla rozwijających się gałęzi gospodarki, energii odnawialnej, ale też wsparcie dla rynku pracy w regionach, w których górnictwo i energetyka węglowa stanowią poważną gałąź gospodarki.

Omawiając wyzwanie i zagrożenie na rynku pracy jakim jest wzrost znaczenia sztucznej inteligencji powiedziała, że wykorzystanie sztucznej inteligencji pozwala nam na pewne ułatwienia w pracy. Ale na pewno jest to branża szczególnie wrażliwa i coś, co zmieni rynek pracy.

„I teraz, jeśli chodzi o te nowe technologie, to mamy trzy scenariusze. Pierwszy scenariusz, jest to scenariusz optymistyczny. Oczywiście to jest moja interpretacja. Scenariusz optymistyczny zakłada wzrost zatrudnienia i rozwój nowych zawodów. Wraz z pojawieniem się nowych technologii, będzie wzrastać zapotrzebowanie na wysoko wyspecjalizowanych specjalistów z takich dziedzin jak sztuczna inteligencja, big data, cyberbezpieczeństwo, internet rzeczy, technologie chmurowe, energia odnawialna, e-commerce, medycyna cyfrowa, biotechnologie. Ponadto automatyzacja pozwoli na uwolnienie pracowników od wykonywania rutynowych, monotonnych, niskopłatnych zadań i wzrośnie efektywność pracy. Czyli na przykład, jeśli państwo za 10 lat byście mnie tu zaprosili, może to sztuczna inteligencja zrobi za mnie prezentację, nie wiem. Ale chodzi mi o to, że scenariusz optymistyczny według mnie zakłada, że pewne moje czynności, które dotychczas wykonuję w pracy zostaną zautomatyzowane, w związku z tym będę miała więcej czasu na inne rzeczy. Scenariusz neutralny, drugi. Następuje, takie naturalne zastąpienie utraconych tradycyjnych miejsc pracy w wyniku automatyzacji miejscami powstałymi w wyniku rozwoju technologicznego. Innymi słowy, jedne zawody, miejsca pracy zanikają, giną, ale powstają na to miejsce nowe i ten scenariusz zakłada konieczność przekwalifikowania się pracowników, co przy skuteczności działań nie powinno stanowić wzrostu bezrobocia, czyli tak jak przy pierwszym scenariuszu powstaną nowe miejsca pracy i będzie ich coraz więcej, bezrobocie spada. Scenariusz neutralny - jest constans, czyli mamy to bezrobocie, tak jak w gospodarce rynkowej, ale ono nie rośnie, ponieważ jedne miejsca pracy giną, nowe powstają. Mamy też scenariusz pesymistyczny, bo zakładając pewne prognozy, trzeba założyć też scenariusz pesymistyczny, który mówi, że możliwy jest dotkliwy wzrost bezrobocia na skutek masowego zastępowania pracowników przez maszyny. Szczególnie narażeni na utratę zatrudnienia będą pracownicy pracujący w sektorach niskopłatnych, wykonujący prace rutynowe, ponadto osoby z niskimi kwalifikacjami, ponieważ mogą nie mieć takiej umiejętności dostosowywania się do tych nowych zmian związanych z rozwojem technologicznym, co spowoduje wzrost nierówności społecznych, polaryzację miejsc pracy, pogłębienie się luki cyfrowej i wykluczenie części społeczeństwa z rynku pracy, czyli mamy trzy scenariusze” - wyjaśniała.

Wybór scenariusza będzie zależeć od tempa wdrażania automatyzacji i sztucznej inteligencji, od polityki państwa oraz od zdolności firm i pracowników do adaptacji.

Prelegentka przybliżyła również zebranym, jak wygląda obecnie rynek pracy. Rośnie aktywność zawodowa Polaków - współczynnik aktywności zawodowej w grupie w wieku produkcyjnym, czyli 18-59, 18-64 lata wyniósł w drugim kwartale 2024 roku 81,2 proc. W drugim kwartale bieżącego roku pracowało w Polsce ponad 17,2 miliona osób, w tym prawie 16,5 miliona było w wieku produkcyjnym, reszta była już w wieku poprodukcyjnym, ale cały czas pracowała, bo zwiększa się liczba osób, które mają prawo do emerytury, ale cały czas pozostają na rynku pracy. Wskaźnik zatrudnienia wyniósł 79 proc.

Źródło: "Nadchodzące zmiany na rynku pracy", dr hab. Ewa Flaszyńska, Departament Rynku Pracy, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej

„Tym samym osiągnęliśmy wskazany w dokumentach Unii Europejskiej wskaźnik. Przekroczyliśmy te wskaźniki - w sensie pozytywnym. Przekroczyliśmy te wskaźniki, które zakładała dla nas Komisja Europejska, kiedy podpisywała i przyjmowała plan działania na rzecz europejskiego filaru praw socjalnych na najbliższe lata do roku 2030. Jesteśmy w czołówce krajów o najniższej stopie bezrobocia. Są dwie metody mierzenia stopy bezrobocia, była mowa o tych 5 proc., czyli to zarejestrowani bezrobotni w naszych urzędach pracy. Eurostat trochę inaczej mierzy stopę bezrobocia, on mierzy kto w danym momencie na podstawie ankiet jest gotowy do podjęcia pracy. We wrześniu 2024 roku stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 2,9 proc., byliśmy po Czechach, które mają 2,8 proc. Reszta krajów ma gorzej. Bezrobocie w Unii Europejskiej wyniosło w tym czasie 5,9 proc.; a 6,3 proc. w strefie euro. Faktycznie mamy niską stopę bezrobocia rejestrowanego, 5 proc., przyjmuje się, że w gospodarce rynkowej jest to normalna, naturalna stopa bezrobocia, niektórzy przyjmują 3, ale przyjmijmy, że takie bezrobocie istnieje zawsze. Chciałabym, żebyśmy nie zapominali, bo wszędzie to podkreślam, że to jest wciąż 767 tysięcy zarejestrowanych osób w urzędach pracy, czyli mamy wciąż mniej niż milion, więcej niż pół miliona, ale jak ktoś mówi, że nie ma w ogóle bezrobocia to jest to nieprawda, bo jest to wciąż 760 tysięcy osób, które zarejestrowane są w urzędach pracy w całej Polsce, są w naszych rejestrach i które potrzebują jakiejś pomocy. Część z nich nie chce pracować. Jest grupa osób, która rejestruje się w urzędach pracy dla ubezpieczenia zdrowotnego, ale nie 100 proc.” - mówiła.

Podkreśliła, że część osób naprawdę wymaga i chce pomocy, o czym może świadczyć terytorialne zróżnicowanie bezrobocia. Polska jest bardzo dużym i rozległym terytorialnym krajem, co powoduje, że np. na Mazowszu, w Warszawie mamy niewiele ponad 1 proc. bezrobocia i stosunkowo łatwo jest znaleźć pracę. Ale np. na Mazowszu w powiecie szydłowieckim bezrobocie wynosi ponad 20 proc.

„Tam, gdzie nie ma głównych metropolii, zewnętrzne granice Polski, obszary słabiej zurbanizowane, w regionach, gdzie jest niewiele dużych zakładów pracy, tam wciąż są powiaty z dwucyfrową stopą bezrobocia, gdzie tych ofert pracy jest mało. W związku z tym wciąż są potrzebne różnego rodzaju działania aktywizujące osoby bezrobotne oczywiście, ale też działania, które pozwalają na tworzenie miejsc pracy, żeby w tych obszarach pomagać osobom z powrotem wrócić na rynek pracy. A jak wygląda polski przeciętny bezrobotny? Ze statystyk naszych rejestrowanych ma około 40 lat, 87 proc. bezrobotnych pracowało wcześniej, czyli zostali zwolnieni, bądź też skończyła się umowa, bo była czasowa. Nie ma prawa do zasiłku, to jest stały po prostu element, gdzie wszyscy mówią, ale przecież bezrobotni to żyją z zasiłku. Nieprawda, średnio 13,9 proc., jak patrzymy bezrobotnych ma prawo do zasiłku, ok. 85 proc. nie ma prawa do zasiłku. Przeciętny polski bezrobotny pozostaje w rejestrach mniej niż 12 miesięcy od momentu zarejestrowania się, ale co jest bardzo ciekawe, ta mediana pozostawania w rejestrach urzędów pracy jest za 8 miesięcy, czyli wcale nie jest tak, że ten bezrobotny przeciętnie znajdzie od razu pracę, ponieważ ta mediana z całej Polski pokazuje, że musi kilka miesięcy w tych rejestrach być, zanim trafi z powrotem na rynek pracy. Częściej mieszka w mieście niż na wsi - 55 proc. bezrobotnych mieszka w mieście, 52 proc. bezrobotnych jest kobietą, ale mniej więcej to możemy przyjąć, że pół na pół, tak, ale częściej jest kobietą i to co jest bardzo ważne, najczęściej posiada wykształcenie gimnazjalne, podstawowe lub poniżej lub zasadnicze zawodowe, to znaczy wciąż jednak brak wykształcenia bądź też brak doświadczenia zawodowego powoduje, że ta osoba staje się bezrobotna. To jest nasz przeciętny w Polsce bezrobotny. Przy czym muszę powiedzieć, że ten wiek spada, bo jeszcze niedawno przeciętny bezrobotny miał około 45 lat, teraz już ma 40” - referowała.

Zwróciła także uwagę na zawody, które występują w Polsce jako deficytowe. „My przygotowujemy wspólnie z Wojewódzkim Urzędem Pracy w Krakowie takie badanie, prognozę - barometr zawodów. Tę prognozę przygotowujemy wspólnie z pracownikami powiatowych urzędów pracy, ale też z innymi instytucjami, które mają wiedzę na temat rynku pracy, również z różnymi partnerami i podmiotami prywatnymi i podmiotami publicznymi. Przygotowujemy ją co roku i właśnie chciałam państwu pokazać, bo teraz mam świeżą opublikowaną diagnozę na przyszły rok. Uczestnicy w toku dyskusji udzielają odpowiedzi na dwa pytania: Jak zmieni się zapotrzebowanie na pracowników w danym zawodzie w nadchodzącym roku - czy będzie ono rosnąć, maleć, czy pozostaje bez zmian? oraz Jak będzie się kształtować relacja między dostępną siłą roboczą, a zapotrzebowaniem na pracowników w danym zawodzie - czy wystąpi deficyt poszukujących pracy, nadwyżka, czy też popyt i podaż zrównoważą się?” – wyjaśniała.

Deficyty kadrowe na przyszły rok wyszły w następujących branżach: budowlana, medyczno-opiekuńcza, elektroenergetyczna, produkcyjno-przetwórcza, transport, spedycja i logistyka, mechaniczno-motoryzacyjna, edukacyjna, finansowo-prawna i ochrony bezpieczeństwa. I w tych branżach będzie brakować pracowników.

„Badaliśmy 168 zawodów, a największe deficyty kadrowe będą występowały w Polsce jeśli chodzi o kierowców, lekarzy, nauczycieli, zawody medyczne, budowlańców. Od lat powtarzają się co roku: dekarze i blacharze budowlani, lekarze, pielęgniarki i położne, spawacze, kierowcy autobusów, kierowcy samochodów ciężarowych i ciągników siodłowych, samodzielni księgowi. To jest siedem zawodów, które są tak zwane trwale deficytowe, czyli po prostu w tych zawodach deficyt występuje ciągle, co roku. Nie zmniejsza się. My to badamy chyba od 2014 roku, a te zawody deficytowe pokazałam państwu z ostatnich 3 czy 4 lat, że one się cały czas powtarzają mimo Covid-u i mimo wystąpienia sytuacji związanej z wojną w Ukrainie. Wiemy, że powinniśmy się kształcić w określonych zawodach. Wiemy, że główną przyczyną często bezrobocia są niedopasowania na rynku pracy, czyli tego, czego oczekują pracodawcy do tego, co umieją osoby, które na ten rynek pracy wchodzą lub na nim są. Jak sprawdzimy uczestnictwo osób dorosłych w uczeniu się przez całe życie, to w Polsce jest ono bardzo niskie. Jeszcze to zależy, który współczynnik weźmiemy, jeśli chodzi o badanie. Jak zobaczymy, kto w czasie ostatniego miesiąca przed badaniem brał udział w jakimś kształceniu czy szkoleniu, to wyjdzie nam, że w Polsce jest to 8,7 proc. osób, w Unii Europejskiej 12,8 proc. Trochę lepiej wygląda badanie uczenia się dorosłych Adult Education Survey, czyli badamy, kto w ostatnim roku brał udział w jakimś kształceniu, gdzie podwyższał swoje kwalifikacje, bądź też je uzupełniał. Ono jest prowadzone co kilka lat w grupie wiekowej 25-64 lata. I w tym badaniu wychodzi nam, że 24,3 proc. osób w Polsce tylko, czyli 1/4 osób pracujących, w ogóle podwyższa w jakikolwiek sposób swoje kwalifikacje. W Unii Europejskiej to blisko połowa tych pracowników” - podkreślała.

W dużych miastach większość przyznaje się do podnoszenia swoich kwalifikacji, ale wystarczy wyjechać w Polskę, by przekonać się, że wciąż bardzo mało Polaków uczestniczy w kształceniu ustawicznym. Jest to naszym zdaniem problemem i Unia Europejska, Komisja Europejska wymuszają różne działania, które mają zachęcić nas samych do uczenia się, podwyższenia swoich kwalifikacji, umiejętności, czy też kompetencji.

„Stąd był zorganizowany w 2023 roku Europejski Rok Umiejętności, również w Polsce, na popularyzację kształcenia i uczenia się. Unia chciałaby, aby do 2030 roku kształcenie było na poziomie 60 proc.” - komentowała.

Powracając do tematu sztucznej inteligencji wspomniała o raporcie, który niedawno się ukazał. Polski Instytut Ekonomiczny opublikował raport: Jak wykorzystanie AI wpływa na polski rynek pracy. Jak zauważyła, wśród 20 grup zawodów najbardziej narażonych na wpływ sztucznej inteligencji dominują zawody specjalistyczne: finansiści, prawnicy, niektórzy urzędnicy państwowi, specjaliści do spraw administracji, czy programiści. Z kolei zawody najmniej narażone na działanie sztucznej inteligencji to robotnicy wykonujący proste prace w różnych sektorach, sprzątaczki i sprzątacze, a także operatorzy maszyn. Kolejna rzecz, kobiety częściej niż mężczyźni pracują w zawodach, w których jest wysoce prawdopodobne wykorzystanie sztucznej inteligencji, czyli to kobiety są bardziej narażone na utratę pracy w związku z rozwojem technologii. Kobiety są lepiej wykształcone, rzadziej podejmują się prac fizycznych, to mężczyźni częściej pracują wykonując prace fizyczne. Szacuje się, że to kobiety będą bardziej narażone na wpływ sztucznej inteligencji.

Jeśli chodzi o województwa najbardziej narażone na wpływ AI to: mazowieckie, małopolskie, pomorskie. Najmniej świętokrzyskie, lubelskie, kujawsko-pomorskie, oczywiście wynika to z obecności aglomeracji miejsc pracy dla wyspecjalizowanych pracowników.

Osoby pracujące w zawodach wystawionych na efekt sztucznej inteligencji mogą się spodziewać, że po prostu część ich zadań będzie możliwa do zautomatyzowania, do wykonania, nawet nie przez robota, ale często przez komputery. Może to z jednej strony oznaczać dla nich pewną szansę, o ile pracodawca ją także zauważy, czyli będą mogli wykonywać inną pracę i efektywnie pracować, ale może też to oznaczać dla niektórych osób, że będą mogły być narażone na utratę pracy.

„Na koniec chciałabym tylko wspomnieć, że jeśli chodzi o ministerstwo, to przygotowaliśmy projekt ustawy o rynku pracy i służbach zatrudnienia, jest wpisany do wykazu prac legislacyjnych, 2 października br., został wysłany na Komitet Stałej Rady Ministrów, ponieważ ustawy mają być przyjmowane pakietem, czeka na ustawę wizową z Ministerstwa Spraw Zagranicznych, bo jeszcze jest ustawa o warunkach dopuszczalności powierzania pracy cudzoziemcom na terytorium RP i wszystkie trzy ustawy będą procedowane razem. Ta ustawa ma zastąpić ustawę, która już obowiązuje od 20 lat, czyli od 2004 roku i która była przyjęta przed naszym wejściem do Unii Europejskiej. Co zamierzamy osiągnąć, to pewnie na inne spotkanie, ale przede wszystkim zwiększyć współczynnik aktywności zawodowej, zwiększyć efektywność urzędów pracy i trwałość zatrudnienia, zwiększyć mobilność osób szukających pracy, skrócić czas poszukiwania pracy ze względu na ten niedobór pracowników, chcielibyśmy wykorzystać niewykorzystane do tej pory zasoby pracy, czyli biernych zawodowo, rolników i zwiększyć ich aktywność zawodową, wesprzeć również emerytów w podejmowaniu pracy i tak dalej i tak dalej. Oczywiście mówię teraz tylko hasła, ponieważ ustawa liczy ponad 400 artykułów” – zakończyła.

 

Panel nr 1: Zawody deficytowe dziś i jutro

Moderator pierwszego panelu Jarosław Lange (NSZZ „Solidarność”) nawiązując do tytuły tej części spotkania zauważył, że prelegenci będą mówili o dwóch rzeczach, które się wzajemnie łączą już od lat.

„Z jednej strony będziemy mówić o potrzebach rynku pracy, tych które są oczywiście przede wszystkim zgłaszane przez pracodawców i tych, które wynikają z nowinek technologicznych i cyfrowych. Z drugiej strony dostarczenie w wymiarze edukacji, do tak właśnie ujętego rynku pracy i potrzeb pracowników, w jaki sposób możemy zaradzić, żeby te dwa światy, z jednej strony potrzeby, a z drugiej strony ci, którzy mogą sprostać tymże potrzebom wzajemnie się ze sobą połączą” – mówił.

Jarosław Lange zadał pytanie dr hab. Ewie Flaszyńskiej, dyrektor Departamentu Rynku Pracy w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej: „Czy analiza potrzeb rynku i to co wiemy, jest wystarczające, żeby sprostać tym potrzebom? Czy czasami nie jest tak, że właśnie te badania, które notabene są zdjęciem dnia dzisiejszego, czy one nie idą krok za potrzebami rynku pracy i nie wyprzedzają tego, co jest potrzebne za pół roku, za rok, za dwa lata, za pięć lat? Jak Pani to ocenia? Jak to rzeczywiście jest z perspektywy tych badań? Czy rzeczywiście jest tak, że one być może są ważne tu i teraz, ale kiedy chcemy spojrzeć na te badania i zastanowić się, czy będą również takie potrzebne zawody za trzy lata, za pięć lat? Nie mówimy o odległej perspektywie, bo przecież tutaj nie chodzi o futurologię. To pytanie, czy rzeczywiście te badania są wystarczające, czy być może w Polsce potrzebujemy jeszcze innych badań albo innych narzędzi, które pozwolą pokazać przedsiębiorcom i jakoś pozycjonować się na rynku pracy w tej nowej, bardzo szybko zmieniającej się rzeczywistości?”.

Odpowiadając dr hab. Ewa Flaszyńska, dyrektor Departamentu Rynku Pracy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podkreśliła, że nie wystarczą same badania barometru zawodów i nie wystarczą same badania Ministerstwa Edukacji Narodowej, dlatego, że na to wszystko trzeba nałożyć kilka zmiennych.

„Ja bym powiedziała takim naszym językiem, trochę zmapować to, jak wygląda to zapotrzebowanie na poszczególne zawody i na poziomie lokalnym i na poziomie regionalnym i oczywiście później możemy generować na poziomie ogólnopolskim. Ale chyba najbardziej moim zdaniem liczy się ten lokalny rynek pracy, czyli tam, gdzie de facto te miejsca się tworzą, czy gdzie one znikają. I teraz tak, na to co pan powiedział, nałożyłabym jeszcze po pierwsze, to co mamy w rejestrach bezrobotnych, czyli tak naprawdę, czy widzimy na tym lokalnym rynku, kto nam się rejestruje, w jakim wieku, w jakich zawodach, czy o jakich kwalifikacjach, czy umiejętnościach oraz jakie oferty lokalnie zgłaszają pracodawcy. Po drugie cudzoziemcy - zwróciłabym uwagę na to, w jakich zawodach pracują i w jakich zawodach najbardziej zapotrzebowanie na pracowników cudzoziemskich zgłaszają pracodawcy, bo to też nam pokazuje, w jakich zawodach nie chcą pracować, czy nie ma polskiej siły roboczej, na danym oczywiście lokalnym rynku pracy, bo pracodawcy szukają pracowników z krajów trzecich. Tych zmiennych jest po prostu bardzo dużo i chcąc mówić, czy prognozując, czy mówić o tym, jak jest tu i teraz, czy wybiegając w przyszłość, musimy brać różne zmienne pod uwagę, czyli nie tylko te nasze analizy i badania takie oficjalne, ale też badania, które są robione przez think tanki, ponieważ bardzo ważne są też badania, które robią inne instytucje, inne podmioty, to wszystko po prostu się na siebie nakłada. Bez tych analiz, czyli jaka fabryka się tworzy, jaka upada, jakich pracowników potrzebują, naprawdę nie będziemy mieli dobrej wizji rynku pracy” - wyjaśniała.

Jarosław Lange zwrócił uwagę, że rynek pracy i potrzeby na tym rynku pracy się zmieniają. Wiadome jest, że potrzebujemy ludzi, którzy będą przede wszystkim funkcjonowali w tych zawodach deficytowych i tych, które są po prostu potrzebne.

„Są takie trzy słowa, które są charakterystyczne, o których być może dzisiaj warto powiedzieć, bo przecież te zawody będą uprawiane przez konkretnych ludzi i te trzy słowa to są ja, ja i ja. Mówię o tym dlatego, że to tak naprawdę chodzi o pokolenie najmłodszych ludzi, którzy są już na rynku pracy, pokolenie Z, czyli ci, którzy się urodzili po 1997 roku. Ich mentalność jest zgoła inna i to rzeczywiście jest ważne pytanie, jak oni widzą tę rzeczywistość i też pytanie, jak rzeczywiście znajdują się na rynku pracy. Firma Deloitte robiła takie badania ostatnimi czasy, chodzi o tą pierwszą pracę w roku 2018 i w kolejnych latach, i to młode pokolenie zupełnie inaczej widzi tę rzeczywistość świata pracy i jak to zapisali, najlepiej, gdyby życie zawodowe nie było uciążliwe, jak to mówią ci młodzi ludzie, i nie kolidowało z wymogami codzienności” - mówił.

Kolejne pytanie Jarosław Lange skierował do prof. Marka Rymszy, doradcy Prezydenta RP: „Jak zmienia się ta mentalność pracownika i czy jest to groźne dla rynku pracy i dla pracodawców? Pytanie dotyczy też tego elementu work life balance, czyli versus stabilizacja pracy i stabilizacja zatrudnienia. Jak te rzeczy łączą się w jednym człowieku, który jest i pochodzi z tego pokolenia Z młodych ludzi, którzy inaczej to widzą? Czy rzeczywiście jest to groźne, czy jest to niebezpieczne? Czy rzeczywiście świat się zmienia, czy te zawody deficytowe, o których tutaj mówimy, one są na tyle problematyczne również dla tego pokolenia ludzi, że będzie trudno pozyskać potem fachowców?”.

Odpowiadając na pytanie prof. Marek Rymsza, doradca Prezydenta RP, zauważył, że jakiś czas temu minęło przyzwolenie na to, że człowiek ma się dostosować do warunków pracy, które są oferowane i być elastyczny i nie grymasić.

„To się odwróciło w taką stronę, że po prostu moje warunki muszą być spełnione, koniec i kropka. Jak się z młodymi ludźmi rozmawia o tym, co właściwie pracodawca powinien to ta lista oczekiwań rośnie. Oczywiście pracodawca powinien zapewnić stabilne zatrudnienie, to znaczy tam żadne zwolnienie od ręki, pracownik powinien być chroniony. Ale jak się zapyta, co ja powinienem dać, a ja powinienem po prostu chodzić, gdzie chcę, jak chcę i nie być niczym związanym. Jest to pewien problem, bo albo jest tak, że obie strony są elastyczne i obie strony mają wobec siebie pewne zobowiązania, oczekiwania. Nie może być tak, że jedna strona jest formatowana w jeden sposób, a druga w drugi sposób, to strukturalnie do siebie po prostu nie pasuje, nie współtworzy ładu. I to jest problem, który trzeba rozwiązać” - odpowiadał.

Zwrócił uwagę, że inwestycja w miejsca pracy dobrej jakości jest jakimś rozwiązaniem. Nawiązał do tematu deficytowych zawodów podkreślając, że rośnie z roku na rok skala realnych potrzeb, jeśli chodzi o szeroko rozumiane zawody pomocowe, czy profesje społeczne (np. pracownik socjalny, nauczyciel). W coraz większym stopniu w państwie dobrobytu, a Polska jest państwem dobrobytu, dobrostan jest kojarzony z dostępem do różnego rodzaju usług społecznych - od zdrowia, przez edukację, do spraw socjalnych. Jednocześnie widoczny jest spadek zainteresowania w wykonywaniu tych zawodów.

„Dlaczego tak jest? Wydaje się, że jedną z odpowiedzi jest właśnie to, że te miejsca pracy nie są atrakcyjne, dla tych, którzy mieliby je wykonywać. Musimy sobie zdać sprawę, że nie ma takiej możliwości, żeby inwestować w rozwój usług społecznych, nie inwestując w tych, którzy te usługi wykonują. I tutaj wynagrodzenie jest oczywiście pierwszym punktem, bo musimy sobie zdawać sprawę, że podwyższanie płacy minimalnej, które nastąpiło i stawki godzinowej, było rzeczą właściwą, co do kierunku. Natomiast trzeba sobie zdawać z tego sprawę, że tam, gdzie jest rynek, gdzie jest działalność gospodarcza, gdzie płace reguluje rynek, to podniesienie płacy minimalnej w górę, można tylko dyskutować, czy będą zwalniać, czy podwyższą tym i wszystkim pozostałym. Znaczy automatyczne podwyższanie płac następuje, bo musi być zróżnicowanie płac, po prostu to jest konieczność. Natomiast tam, gdzie są wykorzystywane środki publiczne, i gdzie wynagrodzenia nie kształtują się rynkowo, tam podwyższanie płacy minimalnej, spłaszcza rozpiętość wynagrodzeń. I mamy taki efekt uboczny, polegający na tym, że ci specjaliści, postrzegający siebie, jako kwalifikowaną siłę roboczą, że ja się na czymś znam, wykonuję określony zawód, mam pewne kompetencje, zaczynam postrzegać siebie, że mnie jest niedaleko do płacy minimalnej. No i to jest po prostu, no niestety konsekwencją podniesienia płacy minimalnej, musi być również inwestycja w podniesienie płac, pozostałych w sektorze publicznym, bo inaczej będzie odpływ po prostu od zawodów, to jest jedno. Ale nie jest to tylko kwestia wynagrodzenia. To jest również kwestia tego, żebym miał poczucie szansy rozwojowej na danej ścieżce, prestiżu społecznego. To jest ileś różnych wymiarów, które trzeba spełnić, żeby praca była atrakcyjna” - tłumaczył.

W jego przekonaniu nie ma innej drogi, niż odpowiedzieć na to pozytywnie, to znaczy spełnić te warunki. To jest inwestycja w rozwój grup specjalistów, i to zarówno tych tradycyjnych od lat uznanych, jak na przykład nauczyciele, których kadra bardzo się starzeje, jak i nowych zawodów, które się wyłaniają w odpowiedzi na potrzeby. Ostatnio na przykład pojawili się street workerzy jako nowy zawód, i to nie jest koniec. Trzeba pamiętać o tych zawodach tradycyjnych, i o tych nowych, i wykonać tę pracę, bo inaczej luka pokoleniowa będzie oddziaływała straszliwie. To już w tej chwili widać, i ci, którzy są w tych zawodach i pracują, mówią o tym, jak się starzeje kadra z roku na rok.

Jarosław Lange w nawiązaniu do wypowiedzi prof. Rymszy zgodził się, że zmiany na rynku pracy są oczywiście podyktowane różnymi powodami, a jednym z głównych elementów są kwestie finansowe – w tym wynagrodzenia.

Kolejne pytanie moderator skierował do Anny Grochowskiej (Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie): Czy rzeczywiście jest tak, że ta dynamika jest znacznie mocniejsza, niż to było jeszcze być może kilka lat temu? I czy te elementy, o których mówił profesor Rymsza mają znaczenie w dynamice zmian na rynku pracy?

Udzielając odpowiedzi na powyższe pytanie Anna Grochowska, potwierdziła, że wszystkie usłyszane przed chwilą kwestie znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości i w aktualnych problemach na rynku pracy.

„Jeżeli przyglądamy się zmianom na rynku pracy, to jest wiele poziomów, perspektyw, z których możemy spojrzeć na te zmiany. I oczywiście zmiana nie jest niczym nowym. Jest bardzo często też to słowo stosowane, używane w różnych kontekstach, podczas różnych spotkań i rozmów. Natomiast dynamika zmiany niewątpliwie jest dużo większa. I to, jak jest, jaka jest jej skala, o tym znakomicie piszą ci, którzy tworzą rozwiązania technologiczne. Tam przez wiele metafor i analogii można sobie znaleźć odpowiedzi na temat tego, jak wielka jest ta dynamika. I tym bardziej interesujące są te zmiany i tym trudniej jest je właściwie i rzetelnie opisać. I tym trudniej jest móc o nich rozmawiać w sposób poważny i taki, który będzie prowadził do sensownych rozwiązań. Jakby wątków jest wiele, ponieważ zapytał pan o trendy, to postaram się nie rozpraszać naszej uwagi na szczegóły. I może zdecyduję się powiedzieć bardzo krótko o tym, że podczas ostatnich naszych analiz, które miały charakter taki forsajtowy, bo Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie realizuje badania w działaniu, nie są to badania o charakterze naukowym, tylko takie, które miałyby prowadzić do krótkich wniosków. My zajmujemy się Mazowszem i ten region nas interesuje, w związku z tym prognozuje się, że do 2030 roku, jeżeli nie wystąpią właśnie jakieś istotne zmiany, ma wystąpić wzrost zatrudnienia o ponad 500 tysięcy osób” – mówiła.

Dodała, że występuje pięć czynników, które mogą mieć znaczenie dla struktury zatrudnienia, i są nimi: automatyzacja, usieciowienie, zielona transformacja, przyrost wiedzy i kompetencji pracowników, nowe formy zatrudnienia. Czynniki te mogą mieć wpływ na kluczowe branże na Mazowszu i mogą powodować zmniejszenie lub zwiększenie zatrudnienia w poszczególnych branżach. Wspomniała, że do 2030 roku prognozuje się zmniejszenie ilości zatrudnionych w rolnictwie, ale gdyby wykorzystać szanse związane z tzw. zieloną transformacją to ten spadek liczby zatrudnionych może nie nastąpić.

Wskazała, że twórcy nowych technologii zwracają uwagę, że w Polsce jest dość mała przestrzeń, by tworzyć technologie. Niesie to ze sobą poważne zagrożenie związane między innymi z tym, że np. dość duża część społeczeństwa nadal jest na etapie rozumienia tego, czym jest sztuczna inteligencja.

„Ja sama jestem na takim etapie rozumienia, jakby rozpoznawania tego, jaki ma sens i znaczenie, natomiast niewątpliwie twórcy tych rozwiązań lokują w tych produktach pewnego rodzaju wartości, nadają jakby język, którego używają i wszystkie inne ważne kwestie, które dotyczą tych produktów. To są kwestie, które są związane z narodowością twórców albo z krajem pochodzenia tych produktów i to ma olbrzymie znaczenie dla przyszłości, korzystania z tych narzędzi i jakby obcowania z nimi. Także to jest taka rzecz, na którą chciałam zwrócić uwagę, by pamiętać o tym, że jakby na świecie są różne siły, które starają się tworzyć te rozwiązania technologiczne i każdy, kto ma dostęp do tego, by to robić i z tym działać, to jakby robi to na bazie tego, jakie wartości, jakie przekonania danym twórcom towarzyszą. I oczywiście prawdopodobnie jest tak, że w wielu tych wydarzeniach nie będziemy mogli wziąć udziału jako twórcy, natomiast warto podjąć współpracę, by być obecnym przy tworzeniu tych rozwiązań” – mówiła.

W nawiązaniu do powyższej wypowiedzi i kwestii dotyczącej sztucznej inteligencji Jarosław Lange skierował pytanie do profesora Jacka Męciny.

„Z jednej strony mamy sztuczną inteligencję i wszyscy jak gdyby spoglądamy, próbujemy się tego uczyć. Jest porozumienie ramowe europejskich partnerów społecznych w kwestii cyfryzacji, ale też jest Przemysł 4.0 i robotyzacja i też coś, co już dostrzegamy. Mówię tutaj o tym w kategoriach tego, co się dzieje tu i teraz, ale też i tego, co będzie się działo za rok, pięć, czy dziesięć lat. Widzimy już te pierwsze syndromy zmiany rynku pracy i potrzeb na rynku pracy przez właśnie problem związany ze sztuczną inteligencją i właśnie na przykład Przemysłem 4.0. Nie chcę tutaj dokładać różnych informacji, ale sam pamiętam, jak rozmawiałem z top managementem, jeśli chodzi o fabrykę łożysk tocznych. Mówią wprost, że budują linię, która będzie produkowała łożyska toczne, począwszy od zabrania komponentów z magazynu do wytworzenia tego łożyska tocznego bez udziału człowieka, tylko z nadzorem człowieka. Podobnie sztuczna inteligencja. Mamy tutaj naprawdę całkowitą zmianę, więc jak widzą to pracodawcy, panie profesorze, bardzo proszę o sugestie, odpowiedź i też komentarz do tego, do tych nowych form organizacji pracy” - pytał.

Profesor Jacek Męcina (Konfederacja Lewiatan), podziękował NSZZ „Solidarności” za spotkanie dodając, że coraz bardziej brakuje mu dyskusji, w których nie ma podziału na panele, tylko jest rozmowa potrzebna, żeby coś wypracować.

„Dość aktywnie badam te procesy i ich wpływ na rynek pracy. Zapraszam do lektury swojej ostatniej książki «Od cyfryzacji i robotyzacji do sztucznej inteligencji. Wyzwania dla gospodarki i rynku pracy». I pierwszy wniosek jest taki, gdy w 2022 właściwie kończyłem badania, dwie trzecie przedsiębiorców było nastawionych na inwestycje w te nowe technologie. Niestety, gdy patrzymy dzisiaj, te procesy inwestycyjne trochę osłabły i na przykład w porównaniu do amerykańskiej gospodarki, która wcale nie jest liderem zmian, bo liderzy są w Azji, można powiedzieć, że mamy coraz większy dystans do tego peletonu. Na pewno transformacja technologiczna będzie tym, co będzie wyznaczało zmiany, choć tutaj ciągnąc jeszcze wątek Anny Grochowskiej, powiem że transformacja energetyczna z jednej strony, z drugiej robotyzacja technologiczna, czyli wpływ na przemysł, z trzeciej automatyzacja procesów, czyli od finansów, IT, administracji, doradztwa i takich innych kwestii, to wpłynie także bardzo mocno na samą zmianę struktury zawodów, ale przede wszystkim treść zawodów. I to jest proces, który można powiedzieć, że dość dynamicznie widzimy” – mówił.

Dodał, że w kontekście prognozowania zawodów, jest to o tyle trudne, że odnosimy w prognozowaniu do klasyfikacji zawodów i specjalności, która już obowiązuje, czyli nie widzimy tego wszystkiego, co jest zawodami przyszłości.

Jarosław Lange wspomniał o Światowym Forum Ekonomicznym i raporcie Future of Job, który przedstawia prognozy dotyczące europejskiego rynku pracy w nadchodzących latach. W raporcie z roku 2023 podkreślono nadchodzącą znaczącą zmianę poszukiwanych umiejętności, na którą wpływ ma postęp technologiczny i zmieniający się charakter pracy. Zapytał prof. Męcinę, jak to z tą przyszłością będzie wyglądało?

Profesor Jacek Męcina odpowiadając stwierdził, że można zidentyfikować zawody przyszłości i one pojawiają się we wspomnianych raportach: architekt systemów automatycznych, asystent robota, partner IT, asystent i projektant systemów robotycznych.

„To są zawody, które już są nazwane. I teraz, jak będzie wyglądał ten rynek pracy po transformacji technologicznej? Uspokajając, to nie będzie tak, że firma, która wprowadzi automatyzację, na przykład wspominamy o tej branży producentów łożysk, automatycznie powie, no to zastąpimy 80 proc. ludzi automatami i tak będzie. Nie. Szacunki na podstawie badań są takie, że mniej więcej około 30 proc. pracowników musi się liczyć z tym, że albo będzie musiała odejść, albo przejść rekonwersję wewnętrzną. Czyli znowu to wyzwanie, o którym wcześniej była mowa, bezwzględne podwyższenie kwalifikacji, rozszerzenie tych kwalifikacji o umiejętności cyfrowe, żeby z tym robotem umieć współpracować. Być może to będzie powodować głębsze zmiany z czasem” - wyjaśniał.

Przypomniał, że każda transformacja technologiczna powodowała wzrost zatrudnienia. Zaznaczył jednak, że zmieni się na pewno struktura zatrudnienia, zapotrzebowanie na kompetencje i nie możemy się liczyć z tym, że tylko i wyłącznie pracodawcy będą pokrywać wszystkie koszty związane i z inwestycją w technologie, i z dostosowaniem kwalifikacji tego pracownika. Wyzwaniem i nowym ryzykiem może być w takiej sytuacji czasowy brak aktywności zawodowej, ze względu na potrzebę zmiany kwalifikacji.

 „Dlatego właśnie tutaj zwracam się do mojej koleżanki, aby myśleć także o tych wyzwaniach, bo ja wiem, że ta zmiana ustawy o rynku pracy od lat przygotowywana, jest też zamknięta w pewnych zobowiązaniach, ale my już musimy zacząć myśleć o właśnie takich zmianach, które pozwolą i gospodarce, i społeczeństwu przygotować się do tej zmiany” – apelował

Mówiąc o analizach nowych zawodów zauważył, że żaden system edukacji, łącznie ze szkolnictwem wyższym, nie jest przygotowany do tego, żeby kształcić tych pracowników.

„Stąd te nowe formy kształcenia, najlepiej ustawicznego, bo to już nie będą kilkuletnie studia, a raczej modułowe szkolenia, czy krótsze formy studiowania, wymagają partnerstwa, bo te kompetencje na temat tego, jak podejść do prognozowania, programowania robotów, jak kształtować te sieci, są tak naprawdę w biznesie. I ten biznes z nauką, czy ze szkolnictwem musi zacząć współpracować, żebyśmy mogli aktywnie reagować na te wyzwania. I to, o czym tutaj była mowa, kształcenie ustawiczne, kształcenie ustawiczne, kształcenie ustawiczne. Choć wydaje mi się, że brakuje nam też, cofając się do początku i przepraszam za to, brakuje nam też chyba takiego strategicznego podejścia do koordynacji tych inwestycji w gospodarkę” - zasygnalizował.

Mówiąc o transformacji energetycznej, która jest priorytetem rządu, zaznaczył, że musi ona być bardziej z perspektywy nie tylko zmian, które są potrzebne w energetyce, ale i nowych metod działania.

„Zlecanie usług aktywizacyjnych jest wykorzystywane i to przy konsensusie partnerów społecznych. To związki zawodowe stwierdziły, że urzędy pracy nie są w stanie dać tego efektu zatrudnieniowego, który jesteśmy w stanie zrealizować dzięki zlecaniu usług aktywizacyjnych. Więc musimy się też otworzyć na te nowe działania. Tu nie chodzi o to, żeby likwidować jedne i promować drugie. Chodzi o to, żeby to spektrum wykorzystania różnych metod i różnych form działania było jak największe, bo chyba w tym jest też ta przyszłość, że musimy się otworzyć po prostu na to, aby dopuszczać i rozwijać różne formy aktywizacji i procesów dostosowawczych” - zakończył.

Jarosław Lange nawiązując do poruszonego tematu edukacji zgodził się z prof. Jackiem Męciną, że niezwykle ważne jest, żeby edukacja współpracowała z przedsiębiorcami.

„Jak dzisiaj funkcjonuje edukacja i w jaki sposób my ją kreujemy oczywiście po to, żeby móc potem wypuszczać na rynek pracy ludzi, którzy mają umiejętności i wiedzę, jeśli chodzi o wykonywanie poszczególnych zawodów. Dzisiaj w Polsce wszyscy mamy świadomość, jak to wygląda, stąd szkoły branżowe pierwszego i drugiego stopnia. Potem mamy dwuletnią, gdzie wypuszczamy techników.

Są oczywiście szkoły policealne, które też funkcjonują w wymiarze szkolnictwa zawodowego. Mamy też trzyletnie szkolnictwo dla młodzieży o specjalnych potrzebach edukacyjnych. No i też mamy centra kształcenia. Mamy tutaj ten cały system, OHP-y, ale też bliskie mojemu sercu rzemiosło. I dlatego też chciałbym teraz zwrócić się do pana Janusza Kowalskiego z pytaniem o prostą rzecz. Obaj pamiętamy doskonale, że jak człowiek miał w ręku klucz np. trzynastkę, młotek i śrubokręt, to potrafił naprawić Fiata 126, czyli Malucha. Dzisiaj jest to niemożliwe, nie tylko dlatego, że na ogół nie ma tych samochodów, ale dlatego, że po prostu są zupełnie inne wymogi technologiczne. Ale pytanie jest fundamentalne, jak system kształcenia i edukacji właśnie rzemiosła nadąża za tymi nowymi trendami rynku pracy. One się zmieniają. Potrzeba nowych fachowców, nowej wiedzy, nowych umiejętności. Czy rzeczywiście rzemiosło nadąża za tymi nowymi trendami?” – pytał.

Janusz Kowalski (Związek Rzemiosła Polskiego), rozpoczynając swoją wypowiedź podziękował za zorganizowanie konferencji. Kontynuując temat dotyczący edukacji zauważył, że również są ważne tak zwane usługi bytowe i równocześnie jest ważna nauka zawodu.

„Mamy kolosalne braki w podstawowych zawodach m.in. brakuje cieśli budowlanych. Myśmy kiedyś byli potęgą, jeżeli chodzi o środki transportu, o kierowców transportowych. To Polska miała wtedy w Europie najwięcej samochodów transportowych. Tego już nie ma. Rzemiosło się starzeje. I to nie chodzi o to, że trzeba uczyć, bo trzeba uczyć. Tylko proszę państwa, jeżeli się nic nie zmieni, za pięć lat nie będzie miał, kto uczyć. Ja w swoim życiu wypuściłem wielu uczniów. Większość pracuje za granicą, wyjechali z kraju. Więcej już nie będę uczył. A dlaczego? Bo jestem człowiekiem drugiej kategorii w tym kraju” - mówił.

Dodał, że obecnie rzemieślnicy kształcą około 90 tysięcy uczniów, kiedyś było to 250 tysięcy. Zaznaczył, że brakuje nauczycieli – mistrzów do nauki zawodu.

„Dlaczego nie ma? Bo nikt nie chce być pariasem we własnym kraju. Jeżeli ja po trzech latach ciężkiej nauki, bo wiecie, jaka jest młodzież teraz, a my jeszcze mamy do czynienia z nieletnimi. Jeżeli jest taka sytuacja, że ja po trzech latach dostaję 8,5 tysiąca niby rekompensaty za wykształcenie ucznia, to przecież jest śmieszne. I jeszcze dostaję wtedy, jak uczeń zda egzamin. Ale żeby było jeszcze śmieszniej, to on musi zdać całościowy egzamin. On może zdać bardzo dobrze egzamin z dekarstwa, z szewstwa, z krawiectwa, z wszystkiego, ale nie zda matematyki albo polskiego, to nauczyciel w szkole pensję bierze, ale ja nie dostaję tej rekompensaty. Nie dość, że sobie chowamy konkurencję, bo tak trzeba to powiedzieć, to jeszcze jesteśmy traktowani z buta i nigdzie o tym się nie mówi. Myśmy mówili w ministerstwie edukacji, szkolnictwo zawodowe zostało zniszczone w tym kraju” - wskazał.

W jego odczuciu szkolnictwo zawodowe jest traktowane jakby nikogo nie obchodziło, a rzemiosło coraz bardziej zanika. Jako przykład przytoczył, że 15 lat temu, jak został prezesem Izby Rzemieślniczej, to miał u siebie 5,5 tysiąca warsztatów rzemieślniczych, a w tej chwili jest 2,5 tysiąca. Wynika to między innymi z deregulacji ministra Jarosława Gowina dot. braku kwalifikacji do wykonywania zawodów.

„Proszę państwa, mówię z całą odpowiedzialnością, to zniszczyło rzemiosło polskie. Jesteśmy jedynym krajem, nie tylko w Unii Europejskiej, ale na świecie, gdzie żeby wykonywać zawód, nie trzeba mieć kwalifikacji” - podsumował.

Jarosław Lange poruszył temat zmian na rynku pracy dot. nowych form organizacji pracy. Zmianie ulega także forma i zasady zatrudnienia. „Patrząc z perspektywy związków zawodowych mówimy, że to niedobrze, bo przecież chodzi o stabilizację zatrudnienia i chodzi o to, żeby nie funkcjonowało tak bardzo elastycznie. Ale dzisiaj mamy bardzo silny trend do tego, żeby uruchamiać nie tylko telepracę. Pandemia pokazała, że jest przecież praca zdalna i można ją uruchamiać i można całkiem dobrze funkcjonować, jakby się wydawać mogło. Teraz mówię to z perspektywy pracodawców. Ale też jest ten nieszczęsny outsourcing, który zupełnie inaczej postrzegamy. Jest jeszcze jedna rzecz całkowicie nowa. Mianowicie praca platformowa” - mówił.

Zastanawiał się, jaki wpływ będą miały nowe formy zatrudnienia na funkcjonowanie ludzi na rynku pracy.

Grażyna Magdziak (Związek Pracodawców Business Centre Club) zaakcentowała, że problem formuły wynagradzania za pracę jest jednym z kluczowych elementów determinujących napływ do zawodów deficytowych. Formuła, w jakiej ci ludzie wykonują swoje obowiązki, może być elementem motywującym do wejścia w dany zawód.

„Wiadomo, że jest szereg zawodów, gdzie z natury praca ma charakter umowy stałej. Na przykład w urzędach, instytucjach państwowych ludzie pracują w oparciu najczęściej o umowy stałe. I pozostaje problem, czy to może być elementem interesującym, na przykład dla młodych ludzi? Nie, młodzi ludzie nie chcą się przywiązywać na stałe do jednego miejsca pracy. Młodzi ludzie są bardzo zainteresowani pracami, które dają im większą elastyczność, zarówno wyboru miejsca pracy, formuły wykonywania zawodu, sposobu w jaki związani są z pracodawcą. To przecież taka formuła jest również elementem bardzo powszechnym, chociażby w Stanach Zjednoczonych. Tam ludzie po kilkanaście razy w ciągu swojego życia zmieniają pracę i zmieniają miejsce, sposób zatrudnienia” - mówiła.

Dla starszego pokolenia istotne było miejsce pracy dające stabilność, nawet jeśli praca do końca nie była zadowalająca. Wiązało się to także ze stałym wynagradzaniem, dającym także poczucie bezpieczeństwa. W przypadku młodych ludzi jest już trochę inaczej. Młodzi ludzie chcą mieć znacznie większą swobodę, elastyczność wyboru, gdzie pracują, w oparciu o jaką umowę, na jaki czas, co oznacza, że bardziej swobodny sposób relacji między pracodawcą a osobą podpisującą umowę o pracę jest dla młodych ludzi bardzo istotny.

„I to należy wziąć pod uwagę. Należy również to wziąć pod uwagę z punktu widzenia zmiany sposobu całego systemu edukacji. My przyzwyczajamy młodych ludzi, którzy idą do szkół, że on pełni zawód strażaka, policjanta, urzędnika, prawnika. Dużo młodych ludzi poszło na prawo tylko dlatego, że jest to zawód, który daje dużą swobodę manewrowania swoim czasem. Jest prestiżowy, a to, że czasami on jest naprawdę dla wielu młodych ludzi mało finansowo atrakcyjny, jest może mniej ważne. Ale dla młodych ludzi to pierwsze elementy są ważne” - zauważyła.

W jej opinii, najbardziej atrakcyjna dla młodych ludzi jest elastyczna formuła wynagradzania.

Jacek Podgórski (Związek Przedsiębiorców i Pracodawców) przekazał, że z przeprowadzonych badań przed prezydencją wynika jednoznacznie, że szczególnie te pokolenia, które wchodzą na rynek pracy, stawiają kryterium elastyczności na jednym z pierwszych miejsc, kierując się nim przy wyborze potencjalnego pracodawcy.

„O tym, jak istotne mogą być elastyczne formy zatrudnienia pokazała nam pandemia i choćby przykład branży IT, szeroko pojętej branży IT, w której dzisiaj praca zdalna jest tą dominującą formułą, w której wykonywana jest praca. I też trudno się dziwić. Sprawdziliśmy też, to było badanie wykonywane bodajże w 2023 roku, ale myślę, że tutaj niewiele się zmieniło. Jaki jest stosunek samych pracowników, którzy mają być objęci zmianą regulacji względem pracy platformowej. Okazało się, że oni sami bardzo chętnie korzystają z dobrodziejstw, które praca platformowa im zapewnia. Wnioski z tego są takie, że ta elastyczność jest absolutnie kluczowa i ona będzie stawała się ważniejsza z każdym kolejnym rocznikiem, który na rynku pracy będzie się pojawiał” - zaznaczył.

Odniósł się do wypowiedzi Janusza Kowalskiego mówiąc, że poza przywróceniem jakości i dofinansowania systemu szkolnictwa zawodowego należy także zadbać o przywrócenie społecznego prestiżu tego kształcenia. W Polsce mamy wiele osób po liceach ogólnokształcących i z tytułem magistra, bez fachu w ręku.

„Chciałem bardzo, żeby to wybrzmiało, ale podsumowując to, o czym pan mówił, o co pan pytał, tak, elastyczne formy zatrudnienia będą jednym z dominujących kryteriów przy wyborze pracodawcy w kolejnych dekadach” – zakończył.

Kolejne pytanie Jarosław Lange skierował do Adama Ambrożego z NSZZ „Solidarność”. Zauważył, że kiedy mówimy o rynku pracy, to często nasz umysł natychmiast biegnie do przemysłu. A przecież rynek pracy to również usługi, instytucje, jednostki samorządu terytorialnego, zakłady budżetowe, itp.

„Pytanie jest takie, czy nie obawiacie się sztucznej inteligencji? Czy rozmawiacie o tym wśród pracowników? I czy nie jest tak, że dzisiaj mówicie, ok, tutaj pracujemy, ale za chwilę, jak pojawi się ta sztuczna inteligencja to będziemy mieli kłopoty w tym znaczeniu, że utracimy pracę? Bo przecież dzisiaj ta elastyczność u was nie występuje, jest stabilizacja. Ale za chwilę może być też inaczej. Co o tym myślisz?” – pytał.

Odpowiadając na pytanie Adam Ambroży (NSZZ „Solidarność”) powiedział, że osobiście nie obawia się sztucznej inteligencji, ze względu na to, że nie da się zastąpić w pomocy społecznej takich zawodów, jak pracownik socjalny, asystent rodziny, opiekun osoby zależnej, ponieważ te zawody muszą być wykonywane przez człowieka. W jego opinii sztuczna inteligencja nie jest w stanie doprowadzić właściwie do końca interwencji socjalnej, czy jakiejkolwiek interwencji, która jest wykonywana w pomocy społecznej. Taka interwencja wymaga reakcji na każdą akcję ze strony osoby, wobec której ta interwencja następuje. Wymaga reakcji na ton głosu tej osoby, reakcji na jej zachowanie, a sztuczna inteligencja nie będzie w stanie tego zrobić.

„Swoją drogą zrobiliśmy takie doświadczenie, jakby wyglądała reakcja sztucznej inteligencji na dwa pytania. Pierwsze pytanie dotyczyło napisania pisma do ministerstwa akurat rodziny w sprawie chyba ustawy o pomocy społecznej. Tak, pismo wyszło pięknie. W tym zakresie rzeczywiście sztuczna inteligencja jest w stanie wspomóc pracowników pomocy społecznej, z drobnymi oczywiście poprawkami, później ze strony już pracownika, który będzie to pismo opracowywał. Jeżeli chodzi o omylność sztucznej inteligencji, zadaliśmy proste pytanie. Kim jest Adam Ambroży? Pytanie bardzo mało precyzyjne. I wyszło na to, że sztuczna inteligencja określiła, że Adam Ambroży jest to wysoki blondyn o niebieskich oczach wysportowany. Raczej nie da się porównać mnie z wysokim blondynem. Trochę sportu liznąłem w życiu. I tak to wygląda, dlatego uważam, że nie ma możliwości, żeby sztuczna inteligencja zastąpiła te zawody, które wymieniłem” - wyjaśniał.

Dodał, że sztuczna inteligencja może wspomóc te zawody, a przede wszystkim może wspomóc zawody urzędnicze, które są w pomocy społecznej i w jednostkach samorządowych wykorzystywane najczęściej.

DYSKUSJA

Waldemar Sopata (NSZZ „Solidarność”), skierował pytanie do dr hab. Ewy Flaszyńskiej. „Były urzędy powiatowe, miały zdefiniowany rynek pracy, ich przedstawiciele przychodzili na posiedzenia Powiatowej Rady Rynku Pracy, dyrektorzy placówek oświatowych, wiedząc jaki zawód, jaki kierunek chcą uruchomić, ponieważ pojawia się deficyt w okręgu. Jeżeli chodzi o nasz okręg, to akurat jest jeszcze mniejszy problem, bo pochodzę ze Śląska, ta aglomeracja nie ma takiego utrudnienia z poruszaniem się choćby do sąsiedniego miasta. A nie wiem kiedy, szczerze mówiąc, umknęło mi to, zabrano te kompetencje Powiatowym Radom Rynku Pracy i przesunięto na poziom Wojewódzkich Rad Rynku Pracy. Uważam, że jest to działanie na szkodę, bo tam jest w ustawie zapis, że owszem, jeżeli jest rozpatrywany wniosek, to ta wojewódzka rada ma poinformować, ale to nie ta formuła. To nie ta formuła i to jest absolutnie, uważam, nietrafione” - mówił.

Poruszył także temat dot. pełnego szkolenia młodych ludzi – jeśli młody człowiek kończył szkołę jako mechanik bez prawa jazdy, to po edukacji wracał do urzędu pracy, żeby się doszkolić, żeby zrobić prawo jazdy.

„Podzielę się jeszcze jedną rzeczą i to była wspaniała rzecz, tak zwane umowy trójstronne. Pamiętam PKP Cargo. Miała duże braki maszynistów kolejowych? Jeden warunek, zrobić badania, bo wiadomo, trudno inwestować. Urząd pracy pokrywał kurs, pracodawca był zobligowany przyjąć, te pieniądze były w 100 proc. wykorzystane, czyli efektywność była po prostu maksymalna. I to są takie moje spostrzeżenia, z kilkunastu lat pracy w Radzie Rynku Pracy” - zakończył.

Bogusław Motowidełko (NSZZ „Solidarność”), zadał pytanie: „Czy powyżej 30. roku życia ci sami młodzi ludzie, którzy wcześniej tak bardzo dbali w szukaniu swojego miejsca w pracy, czy ono jest takie samo po 30. kiedy zakładają rodziny i zaczynamy rozmawiać o bardziej nowoczesnym jakby podejściu do jego stabilizacji”.

Józef Dziki (NSZZ „Solidarność”), odniósł się do wypowiedzi dr hab. Ewy Flaszyńskiej dot. barometru. Według jego opinii, powiatowe czy miejskie rynki pracy powinny zaprosić przedsiębiorców, samorządowców, i na swoim lokalnym rynku pracy ustalać jakie potrzebne będą zawody. Zastanawiał się kto będzie kształcił przyszłych specjalistów w nowej technologii, skoro już teraz brakuje nauczycieli.

Norbert Kusiak (OPZZ) skierował pytanie do prof. Marka Rymszy. Zwrócił uwagę, że w dyskusji brakuje „kreatora, który powinien decydować o tym, o czym mówimy, czyli o państwie”.

„Brakuje mi państwa, które powinno dbać o wysoką jakość usług publicznych, o nauczycieli, bo nauczyciele będą niedługo, już są właściwie zawodem deficytowym. Jeżeli państwo przeznacza zbyt małe środki publiczne na wynagrodzenia pracowników usług publicznych, to trudno się dziwić, że później w tym obszarze mamy obszary deficytowe” - mówił.

Dodał, że aby pogodzić edukację i rynek pracy, potrzebujemy dobrej, stabilnej i przewidywalnej gospodarki. Brakuje według niego polityki przemysłowej, która będzie spinać te wszystkie kwestie, o których mówili prelegenci.

„I trochę parafrazując hasło dzisiejszej konferencji. Fachowiec potrzebny od zaraz, powiedziałbym tak. Potrzebujemy fachowca w rządzie od polityki przemysłowej. Ponieważ dzisiaj za politykę przemysłową nikt proszę państwa nie odpowiada. Nie odpowiada za politykę minister przemysłu, który ma w nazwie przemysł. Nie odpowiada minister rozwoju i technologii. Nie odpowiada minister klimatu i środowiska. Nie odpowiada minister aktywów państwowych. Potrzebujemy fachowca od polityki przemysłowej. A konkludując pytanie do pana profesora - jaka powinna być ta rola państwa właśnie w tym obszarze polityki przemysłowej?” – pytał.

Doktor Krzysztof Sadowski (Związek Rzemiosła Polskiego), pytał o propozycje konkretnych działań umożliwiających tworzenia atrakcyjnych finansowo i wysoko wyspecjalizowanych miejsc pracy oraz takich działań które przyczynią się do dualnego rozwoju gospodarki, tj. zarówno rozwoju zawodów dla nowoczesnych technologii, jaki i tych tradycyjnych (rzemieślniczych) potrzebnych społeczeństwu.

Doktor hab. Ewa Flaszyńska odpowiadając na pytanie Waldemara Sopaty podkreśliła, że zmiana dot. przeniesienia na poziom wojewódzki, z poziomu powiatowego kwestii oświatowych, była zmianą dokonaną ustawą oświatową przez ministerstwo edukacji.

Profesor Marek Rymsza odpowiadając na pytanie Norberta Kusiaka zaakcentował, że nie ma rozwoju usług bez inwestycji w specjalistów świadczących te usługi. Dobre rządzenie polega na tym, żeby wykorzystywać środki unijne. Nie warto oferować usług, jeśli potem nie ma inwestycji długofalowych, w tych, którzy te usługi świadczą. Szkoda marnować sytuację, w której nie ma realnego efektu trwałości, a trwałości nie wymusi się z zewnątrz jakąś regułą, tylko własną polityką, która jest po prostu spójna.

„Potrzebujemy takiej inwestycji. I to rzeczywiście wymaga też na poziomie samego zarządzania. Mamy taką skłonność, to jest skłonność wieloletnia. Nie warto przypisywać konkretnemu rządowi, tylko widzieć szeroko, że zarządzanie środkami unijnymi się odbywa równolegle do zarządzania środkami budżetowymi. To nie jest właściwy model, to się powinno zszywać” - tłumaczył.

Grażyna Magdziak podsumowując powiedziała, że generalnie brak jest nam kompleksowej polityki zatrudnienia. „Kompleksowej, ale mówiącej zarówno nie tylko jakie zawody i branże, o czym pani profesor bardzo dobrze pokazała nam dzisiaj. I czy jak to będzie na przyszłość. Ale na przykład kształtowanie czy sposób podejścia do wykształcenia po to, żeby to nasze wykształcenie wszystko jedno, czy zawodowe, czy ogólne, czy nawet uniwersyteckie miało charakter uniwersalny, tak jak to jest w krajach zachodnich” – mówiła.

Na zachodzie pracownik zmienia pracę kilkanaście razy, w Polsce przyzwyczailiśmy się, że pracujemy w jednym miejscu i to nam daje stabilizację pozorną. W przypadku likwidacji miejsca pracy zostajemy z niczym. To pokazuje, że sposób kształcenia musi być zmieniony, ale to nie jest zadanie na dzisiaj, na rok, na dwa. To musi być długofalowa zmiana systemu, w jakim młodzi ludzie, i przyszłe pokolenia będą kształcone.

Jacek Podgórski odpowiadając na pytanie, jak kształtuje się zadowolenie z pracy platformowej w momencie, kiedy dochodzą nowe obowiązki, na przykład związane z założeniem rodziny.

„To badanie, które przeprowadziliśmy, dotyczyło pełnego przedziału wiekowego, natomiast 75 proc. badanych zawierało się w tym przedziale 25-44 lata. 42 proc. respondentów jest bardzo zadowolonych z warunków przy pracy platformowej, 53 proc. jest raczej zadowolonych, 98 proc. ocenia warunki współpracy jako zrozumiałe, a 96 proc. jako uczciwe. Więc tak się to z pewnymi oczywiście odchyleniami na pewno kształtuje, mniej więcej właśnie w tej grupie” - odpowiedział.

 

Panel nr 2: Zmiany na rynku pracy – rola dialogu społecznego

Otwierając druga część konferencji Katarzyna Zimmer-Drabczyk (NSZZ „Solidarność”), zaprosiła na dyskusję dotyczącą zmian na rynku pracy i potrzebach zmian na rynku pracy, o których mówiono w pierwszym panelu, ale z perspektywy partnerów społecznych.

„Jak wykorzystać narzędzie dialogu społecznego na różnych poziomach, począwszy od zakładu pracy, a skończywszy na poziomie np. Rady Dialogu Społecznego, Wojewódzkiej Rady Rynku Pracy w URDS, jak tę rolę wzmacniać i jakie propozycje mają w tym obszarze partnerzy społeczni” – mówiła.

Wystąpienie wprowadzające przedstawił Maciej Kłosiński (NSZZ „Solidarność”). Poinformował, że pierwszy panel pokazał nam jak dużo wyzwań i problemów przed nami, a w drugim panelu prelegenci skupią się na współpracy, jako partnerów dialogu społecznego.

Katarzyna Kamecka (Polskie Towarzystwo Gospodarcze), podziękowała za zaproszenie do udziału w konferencji. Dodała, że cieszy ją fakt, że temat zmian na rynku pracy jest rozpatrywany z perspektywy dialogu społecznego, bo zarówno pracownicy, jak i pracodawcy są uczestnikami rynku pracy i oni ten rynek pracy tworzą. Zmiany, które nadchodzą w pewien sposób wynikają z tego, jakie jest nastawienie stron pracodawców i pracowników do tego rynku. Czyli też te strony są kreatorami tych zmian, które na rynku występują.

„Jeżeli zapytamy małe dzieci czy młodzież, czym będzie się chciała zajmować w przyszłości, to głównie chce być albo influencerem na Instagramie, albo prowadzić kanał na YouTubie. Ale to się dzieje teraz. Teraz jest to popularne, stanowi jakiś wzór pracy, czy działalności, czy aktywności w życiu człowieka dla młodych ludzi. Ale nie wiemy, czy za 10 czy za 20 lat nadal takie będzie. Więc na pewne rzeczy możemy się przygotować oczywiście, ale w tej współpracy. I też nie jest tak, że pracodawcy uważają, że są jedynymi kreatorami tego rynku pracy. Oczywiście oni tworzą miejsca pracy, ale tych miejsc pracy by nie było bez pracowników” - mówiła.

Przypomniała, że w tym roku obchodzimy 50-lecie Kodeksu pracy. Nasuwa to pytanie, czy na poziomie legislacyjnym jesteśmy przygotowani na tę adaptację, czy powinniśmy coś zmieniać, czy nie. Pracodawcy obserwują rynek pracy i trendy, które się na nim pojawiają, obserwują też zachowania pracowników, gdyż chcą pozyskać jak najlepszych kandydatów do pracy. Czyli jest to pewnego rodzaju adaptacja do warunków, które rynek sam tworzy. Z drugiej strony pracodawcy szukają tak zwanej optymalizacji, głównie kosztów, które ponoszą w związku z wytwarzanymi przez siebie produktami lub usługami. Część tych procesów może ułatwić automatyzacja, robotyzacja, ale też powstaje pytanie, czy ona nie będzie się odbywała jakimś znacznym kosztem dla rynku pracy.

„Najświeższy przykład, w jednej z lokalnych rozgłośni radiowych zastąpiono pracowników sztuczną inteligencją. Można z jednej strony powiedzieć, że dla pracodawcy to jest duże ułatwienie, bo nie będzie ponosił kosztów pracowniczych, ale jest pytanie, czy my tego chcemy. Wiemy, jaka była reakcja społeczeństwa na ten ruch i do czego tak naprawdę to doprowadziło ostatecznie, że akurat to radio wycofało się z tego rozwiązania. Dlatego jest potrzebny nam dialog, żeby szukać w tym wszystkim kompromisu. Ten kompromis mógłby być szukany wcześniej, tak jak na przykładzie takiego radia, można by pewnych rzeczy uniknąć. Właśnie jeżeli to by się odbywało w takiej rozmowie z jedną i z drugą stroną, w tym właśnie dialogu, o którym dzisiaj mówimy” - zakończyła.

Maciej Kłosiński podsumowując wystąpienie prelegentki powiedział, że „do tanga trzeba dwojga”, a strona pracowników i strona pracodawców muszą ze sobą rozmawiać. Skierował pytanie do Teresy Hernik z Federacji Przedsiębiorców Polskich: jakie ewentualne zmiany legislacyjne należałoby wprowadzić, gdzie byłaby rola dialogu społecznego i jak zabezpieczyć pracowników przed wyzwaniami robotyzacji, szeroko pojętej cyfryzacji?

Teresa Hernik (Federacja Przedsiębiorców Polskich) powiedziała, że „do tanga trzeba nie tylko dwojga, ale trojga”, bo jeszcze potrzeba przyjaznego dla pracownika i pracodawcy prawa, które kto przygotuje.

„Mogę przywołać całą masę historii, gdzie związki zawodowe i pracodawcy są domówieni, prezentują rozwiązania i niestety na tym się kończy, bo ten dialog, bez tej trzeciej strony po prostu nic nie znaczy. Ostatni przykład, podniesienie dofinansowania dla pracowników niepełnosprawnych. Boksujemy się, mimo że domówiliśmy się tutaj, właśnie tu w tym gmachu, od marca dalej tego nie ma. Więc jakby tylko zwracam na to uwagę, że to, że pracodawcy ze związkami zawodowymi potrafią się domówić, to jedno, ale jeszcze potrzebny jest rząd, który po pierwsze słucha, a po drugie ma politykę nie tylko na rok ani na dwa, tylko ma politykę państwa. Ja podzielę się z państwem swoją refleksją, że takiej polityki państwa nie ma” – mówiła.

Dodała, że to też wybrzmiało wśród prelegentów pierwszego panelu. Nie ma polityki państwa, każdy nowy rząd, ma nowy pomysł. Edukacji się nie zmienia w przeciągu 20-30 lat, a w Polsce niestety się to robi. A za tym idą wszystkie inne elementy, bo trzeba zacząć od edukacji, żeby mieć szkolnictwo, przygotowanych ludzi do zawodów. Odniosła się do wypowiedzi panelistów z pierwszej części, przyznając rację, że bez zbudowania prestiżu nie będzie wielu zawodów. Zwróciła uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię.

„My powinniśmy w tych naszych pracach, pracodawcy, związki zawodowe, rząd, nałożyć na to demografię, która też wiele pokazuje, w którym kierunku powinniśmy rozwijać pewne usługi, zawody i wszystko, co się z tym wiąże. Takiej rozmowy na ten temat nie ma. Zgadzam się, że za chwilę ostatni w pomocy społecznej zamknie drzwi, zgasi światło. I nie przesadzam. I mimo, że jest tu zespół do dialogu, ale poza tym, że to sobie powiedzieliśmy, jaka jest sytuacja, co potrzeba zrobić, to jakby ciągu dalszego w tej kwestii nie ma. I można by takie przykłady mnożyć. I próby podniesione w rozmowach z ministerstwami na razie nie owocują żadnym efektem. Natomiast pracodawcy mają projekty ustaw, których nikt nie chce wziąć do realizacji. Bo tak jak mówię, do tanga trzeba trzech stron. My się ze związkami domówimy. Natomiast problemem jest polityka rządu, która albo coś chce zrobić, albo nie” - zasygnalizowała.

Dodała, że w gospodarce, w produkcji, w usługach należałoby przestać mówić o polityce, tylko mówić o tym, co ludziom i pracodawcom jest niezbędne. Według jej opinii, wtedy będziemy mogli stworzyć normalne państwo.

Maciej Kłosiński (NSZZ „Solidarność”), przyznał rację prelegentce, że strona rządowa nie zawsze realizuje wypracowane w dialogu postulaty. Zgodził się także, że strategia musi być długofalowa. Zwrócił się do Szymona Witkowskiego z Pracodawców RP, z pytaniem: „czy duże przedsiębiorstwa, firmy analizują rynek pracy ze stroną społeczną? Czy związki zawodowe są proszone o opinię, czy obowiązuje konsultacja, jakiś schemat wypracowania. Pytacie się ich o oczekiwania, o wzmocnienie. Informujecie je ewentualnie o zagrożeniach, które będą niosły czy niosą już nowe technologie. Jak to wygląda?”.

Szymon Witkowski (Pracodawcy RP) zaznaczył, że jeśli chodzi o dialog między przedsiębiorstwami a związkami zawodowymi to odbywa się on przede wszystkim na szczeblu danej poszczególnej firmy. Po to są związki zawodowe, po to działają one w danej firmie, aby reprezentować interesy pracowników danej firmy, zrzeszonych w danym związku.

„Oczywiście mamy też dalsze, wyższe szczeble. Są te szczeble powiatowe, regionalne, mówimy tutaj o Wojewódzkich Radach Dialogu Społecznego, o Powiatowych Radach Rynku Pracy, aż wreszcie dochodzimy do tego najwyższego, czyli Rady Dialogu Społecznego, która mieści się w budynku, w którym dzisiaj gościmy. I co do zasady, oczywiście te problemy, które pojawiają się na szczeblu tym najniższym danej firmy, one muszą być rozwiązywane wewnątrz danego zakładu pracy. Dopiero gdy to się nie udaje i to staje się jakimś większym problemem, dopiero to idzie gdzieś tam na szczebel wyższy. Takie problemy bardziej systemowe, regionalne, one są poruszane zarówno na Powiatowych Radach Rynku Pracy, jak i w czasie prac Wojewódzkich Rad Dialogu Społecznego. Natomiast takie najgłośniejsze i najpoważniejsze przypadki trafiają na posiedzenia planarne Rady Dialogu Społecznego i na ten temat też jak najbardziej dyskutujemy. Mieliśmy przykład kwestii związanych z Pocztą Polską, czy z PKP Cargo, które ostatnio stawały na forum Rady Dialogu Społecznego i w tym zakresie wypowiadały się zarówno związki zawodowe, jak i pracodawcy. Mieliśmy przedstawicieli stron rządowej, którzy deklarowali poszczególne rozwiązania. To jest bardzo ważna kwestia, która też pozwala nam usłyszeć, jakie są w ogóle plany rządu, przedstawić też jakieś konkretne propozycje i rozwiązania” - mówił.

Podkreślił, że najważniejsze, że istnieje platforma do dialogu, do rozmowy. Najczęściej udaje się wypracować wspólne stanowisko w najbardziej ogólnych, najbardziej wrażliwych kwestiach dla całego rynku pracy. Natomiast sama możliwość przedstawienia stanowiska zarówno jednej, jak i drugiej strony, i przekazania stronie argumentów za i przeciw, jest bardzo istotną metodą sygnalizowania też pewnych problemów i potrzeb, jakie mają zarówno pracodawcy, jak i pracownicy.

„Rola dialogu społecznego jak najbardziej jest istotna i powinniśmy dbać o to, żeby była ona jak najbardziej wzmacniana w określonych sytuacjach. Niestety widzimy, że coraz częściej są zakusy, żeby poszczególne kompetencje Rady Dialogu Społecznego odbierać i niestety to też należy krytykować. Mamy chociażby przykłady ostatnio ustaw mówiących o tym, aby odbierać np. nam kompetencje w zakresie opiniowania budżetu państwowego. Te kompetencje są przenoszone na Radę Fiskalną, która ma powstać. Natomiast Rada Dialogu Społecznego ma tylko się zapoznawać tak naprawdę ze wskaźnikami i jakąś tam ewentualnie opinię wyrazić. Natomiast nie będzie już corocznej dyskusji, przedstawiania swoich racji, propozycji zmiany tego budżetu, więc niestety te dążenia do zmniejszania kompetencji Rady są widoczne coraz bardziej” - zaznaczył.

Maciej Kłosiński potwierdził, że rząd za pośrednictwem dyrektywy, która nakazuje wprowadzić Radę Fiskalną, odbiera kompetencje Radzie Dialogu Społecznego. Zauważył, że to nie jest już dialog społeczny, jeśli zabiera się uprawnienia, przez co tylko jedna strona ma możliwość merytorycznego zapoznania się z obrazem całej gospodarki i budżetu państwa. Zadał pytanie: A związki zawodowe jak widzą rolę tutaj dialogu społecznego w tych zmianach, które się dzieją na rynku pracy?

Michał Polakowski (Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych), zwrócił uwagę, że podczas konferencji często poruszano temat zawodów deficytowych, być może nadwyżkowych w przyszłości, natomiast tak naprawdę nie wiemy, jak to będzie wyglądało.

„Moim zdaniem był trochę taki przekaz tego poprzedniego panelu, że istnieje ten barometr zawodów, istnieje prognozowanie branżowe, które jest dla szkolnictwa branżowego, natomiast w takiej średnio długookresowej perspektywie my nie wiemy, jak będzie wyglądał rynek pracy, bo po prostu rząd nie prowadzi tego typu działań. Wydaje mi się, że to jest bardzo, bardzo niepokojące, że dyskutujemy o kwestiach i rząd chce dyskutować, czy oczekuje, że będzie dyskusja na ten temat, natomiast my tak naprawdę nie do końca wiemy, jak ta przyszłość może się rysować” – nawiązał do pierwszej części konferencji.

Poruszył także kwestię marginalizowania strategii rozwoju kraju i polityki przemysłowej. Nie ma żadnego planu tak naprawdę, jak się polska gospodarka ma rozwijać, jaką rolę mają pełnić w tym rozwoju nowe kwalifikacje, jakie kwalifikacje będą się być może przedawniać.

„Jeśli mówimy o zawodach deficytowych wydaje mi się, że jest poważny systemowy problem, że my w Polsce bardzo mało wiemy i wydaje mi się takim podstawowym postulatem partnerów społecznych i pracodawców, i związków zawodowych powinno być właśnie to, że rząd powinien zacząć prognozować średnio i długookresowo popyt, być może niekoniecznie na zawody, ale na kwalifikacje, ale żebyśmy mieli jakiś punkt odniesienia do tych dyskusji i żeby móc właśnie analizować dwa równoległe procesy, czyli to, jakie zawody są deficytowe i będą deficytowe w przyszłości i to, jakie będą nadwyżkowe prawdopodobnie, bo to po prostu pozwoli stworzyć strategię odpowiedzi na to, czy to będzie kwestia edukacji, czy ustawicznego uczenia się, czy to będzie kwestia szkoleń wewnątrz firmy. To jest tak naprawdę w dużej mierze wtórne, natomiast problemem jest ten punkt wyjścia, którego nie ma, zaryzykuję takie stwierdzenie. Odnosząc się do bardziej konkretnych kwestii, to, co my jako związek zawodowy postulujemy, to jest przede wszystkim to, żeby wzmocnić publiczne służby zatrudnienia i powrócić do tej pierwotnej wysokości składki na fundusz pracy, czyli 2,45 proc. W Polsce wydajemy wyjątkowo mało na szkolenie dla osób bezrobotnych” - podkreślił.

Dodał, że wiadome mu jest, że nowa ustawa, o której mówiła dr hab. Ewa Flaszyńska, wprowadzi szerszy zakres osób, które mogą być objęte instrumentami pomocowymi, bo to będą również osoby nieaktywne zawodowo. W jego opinii w Polsce mamy jeszcze negatywną tendencję do promowania, finansowania działalności gospodarczej jako instrumentu aktywizacji, zamiast po prostu tworzenia kwalifikacji.

Jego obawę budzi nowa ustawa, i rola w niej partnerów społecznych. „Widzimy to zarówno, jeśli chodzi o Krajowy Fundusz Szkoleniowy, że tam rola Rady Rynku Pracy jest osłabiana. Ale też tego, co dzieje się na tych niższych szczeblach. Czyli tego, że na przykład mogą być wprowadzani do tych Rad Wojewódzkich, a zwłaszcza powiatowych, przedstawiciele niereprezentatywnych organizacji pracodawców. My jako związek zawodowy uważamy, że to nie jest dobre, ponieważ to po prostu rozmywa dialog, rozmywa kompetencje partnerów społecznych. Kwestią, która tu padła nieraz, mówił o tym profesor Rymsza, ale też mówili inni paneliści, panelistki, to jest kwestia dofinansowania tych obszarów, gdzie zawody deficytowe występują. Chodzi oczywiście o ochronę zdrowia i o podwyższenie nakładów, bo w ochronie zdrowia mamy problem, zarówno z niewystarczającą liczbą personelu, jak i po prostu niewystarczającymi wynagrodzeniami, zwłaszcza dla tych zawodów nielekarskich. Czyli nie chodzi tylko o wynagrodzenia jako takie, ale po prostu stworzenia większej liczby możliwości zatrudnienia, większej liczby osób. I ważne jest to, żeby np. państwo też systemowo starało się łączyć takie kwestie i to jest też nasz wniosek, że takie rzeczy jak np. szkolenie personelu medycznego z możliwością specjalizacji, bo można skończyć studia, ale niekoniecznie dostać się na specjalizację w zawodzie. To jest takie wąskie gardło. Rozumiem tu kwestię samorządu lekarskiego, natomiast jest to ewidentnie problem, który się pojawia” - powiedział.

Zwrócił uwagę także, że badania pokazują, że można mieć bardzo wysokie kwalifikacje cyfrowe czy związane z gospodarką cyfrową, ale bez miękkich kompetencji one nie są w pełni wykorzystane. Dodał, że powinniśmy łączyć wiele bardzo różnych obszarów tak, żeby optymalizować właśnie ten proces polityki społeczno-gospodarczej.

Maciej Kłosiński podsumowując wypowiedź prelegenta podkreślił, że aby móc się dobrze przygotować, potrzebujemy konkretów, strategii, w którym to kierunku powinni pracodawcy i pracownicy się zabezpieczyć przed zmianami na rynku pracy. Kolejne pytanie skierował do Grażyny Cebuli-Kubat z Forum Związków Zawodowych.

„Jesteśmy przed implementacją dyrektywy o układach zbiorowych pracy. I chciałbym zapytać, czy to jest szansa na zabezpieczenie pracowników właśnie podczas całego procesu szeroko pojętej transformacji energetycznej, cyfryzacji, sztucznej inteligencji, czy my jako strona związkowa jesteśmy w stanie w dialogu społecznym z pracodawcą wypracować właśnie pewne formy, które tego pracownika cały czas będą cenić wyżej niż te maszyny czy sztuczną wyobraźnię wirtualną” - zapytał.

Grażyna Cebula-Kubat (Forum Związków Zawodowych) w nawiązaniu do wcześniejszych wypowiedzi dotyczących tego, jak należy traktować pracownika, podkreśliła, że „na każdym szczeblu i każdego pracownika bez względu na to, co on robi, jakie ma wykształcenie, powinno się traktować z szacunkiem”.

„Zapytał pan o układy zbiorowe. U nas w Forum Związków Zawodowych, mamy bardzo dużo grup zawodowych, a więc to jest szeroko dyskutowane i część organizacji mówi, że jest za, część mówi, że jest przeciwna. Jeżeli chodzi na przykład o lekarzy, no to problem wydaje mi się, że jest naprawdę nie do osiągnięcia, ponieważ jako związek zawodowy staraliśmy się w 2012 roku wprowadzić układ zbiorowy ponadzakładowy, ale nic nam z tego nie wyszło. Myślę, że z tego względu, że jak była implementacja dyrektywy unijnej w 2008 roku 1 stycznia o czasie pracy i wtedy się okazało, że brakuje specjalistów w szpitalach publicznych, na przykład w szpitalu, w którym ja pracowałam brakowało 80 osób i trzeba było na szybko zmienić troszeczkę formy zatrudnienia i wtedy były wprowadzone wręcz przymusowo kontrakty. I to nam bardzo w tym momencie komplikuje sytuację z tego względu, że na umowę o pracę w publicznych jednostkach, jest bardzo mało lekarzy specjalistów, bo z danych ministerstwa z marca tego roku to 20 010 etatów, w przeliczeniu na osoby to jest 23 tysiące specjalistów we wszystkich publicznych podmiotach. I teraz jeszcze dalej, żeby powiedzieć, ci lekarze pracują na umowę o pracę za pensję, którą mają ustaloną zgodnie z ustawą o minimalnym wynagrodzeniu, czyli obecnie mają 10 370 złotych. Ja cały czas walczę o lekarzy na etatach pracujących w publicznej ochronie zdrowia, z tego względu, że jeżeli oni odejdą z tego systemu, to niestety będą zamykane oddziały. W tym roku, 91 oddziałów zostało zamkniętych, z tym, że 62 z powodu braku lekarzy. Jako stary praktyk wiem, jeżeli się coś raz zamknie, bardzo trudno jest to potem odtworzyć” - mówiła.

Zgodziła się z przedmówcami, że powinniśmy inwestować w kształcenie, w prestiż zawodu, i dbać o specjalistów. Jeśli zabraknie specjalistów, nie będziemy mieć żadnych możliwych nowych metod leczenia.

„Jako przewodnicząca związku zawodowego mam możliwość być zapraszana na komisję, podkomisję do spraw ochrony zdrowia w Radzie Dialogu Społecznego, bo jestem stałym członkiem z Rady Forum. Natomiast nigdzie indziej nie mam stałego członkostwa. Czyli o tym, co się dzieje, mówi się bez lekarzy. My nie jesteśmy zapraszani na przykład na spotkanie z pracodawcami, a uważam, że powinniśmy iść, bo w końcu pracodawca ma przed sobą tych lekarzy i powinni z nim przedyskutować, co zrobić, jak zrobić” – zwróciła uwagę.

Jej zdaniem mapa świadczeń zdrowotnych powinna być opracowana przez wojewodów z lokalnymi przedstawicielami, bo oni najlepiej wiedzą, ile na przykład w danym województwie potrzeba jest specjalistów np. kardiologów, i na tej podstawie dopiero szkolić konkretną kadrę. Warto też zadbać o pracowników, którzy mają 70 lat, oni mogą jeszcze trochę popracować, chociaż tylko na oddziale. Od kilku lat lekarze proszą o pomoc medyczną, by zająć się leczeniem pacjenta, a nie „wypełnianiem papierków”.

„My nie powinniśmy zajmować się refundacją. Od 2012 roku prosimy, żeby tym się zajął fundusz, bo to nie jest nasza sprawa. I teraz my się bardzo cieszymy na wszystkie nowe możliwości, jakie wchodzą. Nie boimy się ani sztucznej inteligencji, bo jeżeli ona będzie dobrze opracowana, to będzie bardzo dużą pomocą dla nas. Tak jak mówimy, przede wszystkim ona nie będzie zmęczona, a jak lekarze pracują na trzech, czterech etatach, to są notorycznie zmęczeni. Dlatego my na sztuczną inteligencję bardzo liczymy, tylko że ona musi być bardzo dobrze opracowana, musi mieć bardzo dużą bazę danych, żeby nie wprowadzała w błąd” – zakończyła.

Maciej Kłosiński zwrócił się do Sławomira Adamczyka z NSZZ „Solidarność”, z prośbą o przedstawienie sytuacji układów zbiorowych w Polsce i Europie.

Sławomir Adamczyk (NSZZ „Solidarność”), rozpoczął swoją wypowiedź od zmiany technologicznej, która nas dotyka i musimy mieć świadomość, że partnerzy społeczni na poziomie europejskim przygotowali się do tego podczas przyjęcia porozumienia ramowego, które kilka lat temu zostało wynegocjowane.

„To jest takie porozumienie, które ma stworzyć pole do bezkonfliktowej współpracy przedstawicieli pracowników, czyli głównie związków zawodowych na różnych poziomach i pracodawców, jeżeli chodzi o wdrażanie nowych technologii, w szczególności sztucznej inteligencji. Głównym celem jest przygotowanie do tego, aby zarówno pracodawcy, jak i pracownicy posiedli odpowiednie umiejętności poprzez ciągłe uczenie się, ale także, aby aktywnie badali potencjał tych nowych technologii pod kątem zarówno szans, jak i zagrożeń. I to jest rodzaj pewnej rekomendacji, co trzeba robić, jak wdrażać taką rekomendację. W większości cywilizowanych krajów Europy robi się to poprzez negocjacje zbiorowe. I tutaj właśnie przechodzę do układów zbiorowych. Z czym nie zawsze wszędzie jest dobrze w większości krajów Unii Europejskiej” - stwierdził.

Pojawiła się dyrektywa o adekwatnych płacach minimalnych w Unii Europejskiej, która nosi trochę mylną nazwę, bo nie dotyczy tylko kwestii płacy minimalnej, ale także zawiera punkty wskazujące na potrzebę promowania układów zbiorowych pracy jako tego instrumentu, który ma zapewnić godne wynagrodzenia. Jest to o tyle istotna dyrektywa z punktu widzenia naszego kraju, że ona wymaga od państwa członkowskiego, aby robiło coś na rzecz promowania układów zbiorowych pracy.

„W Polsce od początku transformacji żaden rząd, niestety także rząd AWS-u, czyli tej formacji, którą ja reprezentuję, w żaden sposób nie przyczynił się do promowania układów zbiorowych pracy, niezależnie od proweniencji politycznej. Czy to była lewicowa, prawicowa, konserwatywna, liberalna, nie. W ogóle to jest coś, co naukowcy określają mianem niechętnej neutralności. Proszę bardzo, macie państwo te swoje układy zbiorowe pracy, możecie sobie robić, natomiast my się nie będziemy wtrącać. Ta dyrektywa wymaga, żeby rząd państwa, w którym ten zasięg układów zbiorowych jest poniżej 80 proc., przygotował plan działania, jak zwiększyć ten zasięg i pokazał go Komisji Europejskiej i potem pokazał, co robił. Także to jest bardzo istotne dla nas” – poinformował.

Nawiązując do tematu tego panelu powiedział, że zmiana technologiczna, to jest coś, co „przeora nasz rynek pracy, nie tylko polski, ale europejski rynek pracy”. Zgodził się z Michałem Polakowskim, że nikt nie wie, jakie zawody będą potrzebne w najbliższej przyszłości. Zmiana technologiczna, która jest utożsamiana z algorytmami sztucznej inteligencji jest bezlitosna. Niesie ona ze sobą pewne szanse, ale też wyzwania i ogromne zagrożenia. Problemem polskim, jeżeli chodzi o dyskusję na ten temat, jest to, że my funkcjonujemy w zamkniętych bańkach, nie mając świadomości, kto interesuje się zmianą technologiczną.

„To jest niepokojące i wydaje mi się, że tutaj jest szczególna rola dla rządu, aby stworzyć jakąś platformę takiej szerokiej dyskusji dla wszystkich środowisk na temat wpływu sztucznej inteligencji i wpływu zmiany technologicznej na rynek pracy” - zasugerował.

Odpowiadając na pytanie dot. układów zbiorowych podkreślił, że Polska jest w tragicznej, sytuacji i jesteśmy na ostatnim miejscu, jeżeli chodzi o zasięg rokowań zbiorowych w Unii Europejskiej.

„Nie posiadamy właściwie sektorowego poziomu rokowań zbiorowych, a to na tym poziomie powinno się dyskutować rozwiązania dotyczące, jak sprostać wyzwaniom czekającym nas w związku ze zmianą rynku pracy. Na tym poziomie to jest sytuacja paranoidalna. Tutaj kieruję swoje uwagi do przedstawicieli organizacji pracodawców, że w Polsce mamy, zgodnie z danymi GUS-u, 353 organizacje pracodawców. Żadna z tych organizacji nawet nie próbuje wejść w jakikolwiek instytucjonalny dialog ze związkami zawodowymi. Także nie ma sektorowego poziomu rokowań zbiorowych, nie ma sektorowego poziomu dialogu, a tylko w ramach sektora można wypracować rozwiązania, takie na przykład w formie wykorzystania funduszy szkoleniowych, jak przygotować pracowników, ale też i pracodawców danego sektora do wyzwań, które nas czekają. Zwracam państwa uwagę na to, co się dzieje obecnie z przemysłem samochodowym w Polsce. Postępująca zapaść, również wynikająca z tego, że korporacje, które są obecne w tym przemyśle, nie prowadzą jakiegokolwiek dialogu sektorowego ze związkami zawodowymi. I to powinno być pewne ostrzeżenie zarówno dla nas, dla rządu, jak i dla pracodawców. Także jeszcze raz podkreślam, musimy powrócić do korzeni tego, co jest u źródeł dialogu społecznego, czyli rokowania zbiorowe, dialog sektorowy. I wówczas możemy mówić o korzyściach, które będziemy mieli z dialogu trójstronnego. Bo jeżeli będziemy mieli dialog dwustronny wokół tych wyzwań, to będziemy mogli jako partnerzy społeczni prowadzić równoprawny dialog z rządem, jako tym trzecim partnerem” zakończył.

Maciej Kłosiński zwrócił się do Katarzyny Kameckiej z Polskiego Towarzystwa Gospodarczego, z pytaniem, jak pracodawcy widzą rolę swoją w promocji układów zbiorowych pracy?

„Chcę tylko przypomnieć, że układ zbiorowy pracy, to jest właśnie ten dialog społeczny. To jest wspólne porozumienie dwóch stron. Czyli to jest coś wspólnie wypracowanego. Nie chciałbym wchodzić w polemikę, ale na pewno nie zgadzam się tutaj z taką narracją, która obecnie funkcjonuje w przestrzeni, że jeśli dochodzi do szeroko pojętej restrukturyzacji, to pierwsze, co się dzieje, to pracodawca wypowiada układ zbiorowy pracy. Jak się nie obydwie strony porozumieją, to już nie ma układu zbiorowego pracy. Pracodawca tworzy regulamin, np. wynagradzania i to wtedy funkcjonuje. Ja bym chciał zacząć od tych pozytywów. Rozumiemy, związki zawodowe, które reprezentuje, mają swoje interesy, państwo swoje. Ale widzę, że to jest nieuchronne. Dyrektywa wejdzie w życie i chociażby pamiętamy, jak tworzy się różnego rodzaju przetargi na różne usługi, żeby wpisywać, że jeśli dany przedsiębiorca ma układ zbiorowy pracy, to będzie to punktowane na przykład. Możecie sobie wszyscy przypomnieć, tak samo się udało to wynegocjować związkom zawodowych, m.in. NSZZ „Solidarność”, o umowach śmieciowych, żeby firmy, które zatrudniają pracowników gwarantowały im co najmniej minimalne wynagrodzenie lub co najmniej minimalną stawkę godzinową. Pani Katarzyno, czy jest szansa na promocję tych układów zbiorowych?” – pytał.

Katarzyna Kamecka (Polskie Towarzystwo Gospodarcze), zasugerowała, że żeby coś odbudować należy zacząć od siebie, od własnego podwórka. „Jak już padło dzisiaj, należy zacząć od firm na poziomie zakładów pracy, żeby pracodawcy z pracownikami negocjowali i podejmowali jakieś negocjacje odnośnie danej sytuacji w firmie. Tylko pytanie, z kim pracodawcy mają negocjować, bo poziom uzwiązkowienia w Polsce też nie jest najwyższy. Więc możemy mieć takie pomysły, żeby to robić na poziomie sektorowym, bo mamy ogólnopolskie związki zawodowe i wiemy, że jest w nich duża siła i możemy negocjować z pracodawcami na poziomie sektorowym. Tylko jak pracodawca ma wejść na poziom sektorowy i negocjować te warunki, kiedy on nie ma tego doświadczenia z własnego podwórka. Od tego powinniśmy zacząć. Więc i związki zawodowe i pracodawcy powinni mieć w tym udział. I dlaczego też po stronie pracodawców nie ma takiej inicjatywy, żeby zawiązywać układ zbiorowy pracy. Jeżeli popatrzymy na polskie prawo pracy, to ze strony pracodawców pada takie zdanie, że na poziomie generalnym nasze prawo pracy daje stosunkowo duże uprawnienia pracownikom, a jeżeli mówimy o układach zbiorowych pracy, to dla pracodawców jest to zawsze skojarzenie, że on tym pracownikom coś w tym układzie jeszcze da”- mówiła.

Dodała, że jeżeli pracodawcy w Polsce, których największą grupę stanowią małe i średnie firmy, nie są w stanie często zapewnić pracownikom tego co nakłada na nich przede wszystkim Kodeks pracy, to jak znaleźć kompromis, by móc zawierać te układy na takim poziomie regulacji ustawowej, która jest teraz.

„Pracodawcy mówią, że to nie jest tak, że my w ogóle chcemy wyrzucić układy zbiorowe pracy z systemu prawnego. Pada ze strony pracodawców jasna propozycja, że tak jak też już tutaj pan powiedział, punktujmy pracodawców czy w postępowaniach przetargowych, czy zwolnieniach od podatku, a przede wszystkim to, co może zachęcić pracodawców do zawierania układów zbiorowych pracy, to są pewne odstępstwa od tych przepisów generalnych. Oczywiście nie mówię tutaj o całkowitej skali. Pewne odstępstwa od przepisów, które by z jednej strony mogły jakiś obszar dla pracodawców uregulować w sposób bardziej korzystny dla nich, może mniej korzystny dla pracownika. I to na pewno będzie takie odwzorowanie pewnego konsensusu, czyli tego, co chcą pracodawcy i tego, czego też chcą pracownicy” - zakończyła.

Macieja Kłosińskiego (NSZZ „Solidarność”) ucieszył fakt, że pracodawcy mobilizują związki zawodowe do zakładania organizacji w ich zakładach pracy. Bo, żeby pracodawca miał możliwość dialogu, to musi mieć zorganizowaną reprezentatywną strukturę. Przypomniał, że związki zawodowe mają trzy centralne, które są reprezentatywne, które zrzeszają wszystkie gałęzie zawodowe. Dodał, że związki dostrzegają pewne niebezpieczeństwo w Radzie Dialogu Społecznego, jeśli chodzi o coraz liczniejsze przedstawicielstwo pracodawców. Zgodził się z zachętami dla pracodawców w formie szeroko pojętych rozwiązań podatkowych czy innych zwolnieniach, by te układy zbiorowe powstawały.

„Ideą naszą i tej dyrektywy, jak Sławek Adamczyk przytoczył jest, żebyśmy próbowali łączyć się na poziomie sektora branżowego co najmniej, bo wtedy będzie łatwiej właśnie pracodawcom, bo jeśli będzie obowiązywał układ zbiorowy w szeroko pojętej, nazwijmy to energetyce, no to jeśli by powstawał nowy pracodawca, to wie na jakich zasadach ma działać i na jakiej zasadzie ci pracownicy, będą wynagradzani, czy będą mieć odpowiedni socjal, nie trzeba będzie tworzyć niczego od nowa, a tylko pracować na czymś gotowym” – skomentował.

 

DYSKUSJA

Zygmunt Mierzejewski (OPZZ) w nawiązaniu do wystąpień prelegentów podkreślił, że istotnym jest, by nadać wysoką rangę dialogowi społecznemu. Należy przy tym pamiętać, by być partnerem dla strony rządowej czy samorządowej trzeba mieć odpowiednie wykształcenie, odpowiednio być wyedukowanym.

„Przez wiele lat, i tutaj jest Ela Wielg, bardzo duży szacunek za jej wiedzę, doświadczenie i pracę w zespole funduszy europejskich, gdyż bardzo wiele wniosła nowoczesnych rozwiązań. Chciałem tylko podkreślić, że walczyliśmy o to, żeby dla partnerów społecznych zabezpieczono bardzo duże środki i tylko dla partnerów społecznych, na ich rozwój, na to, żeby podnieśli capacity building, żeby byli partnerem dla strony samorządowej i dla strony rządowej. I teraz realizujemy ponad dziewięć tematycznych bloków, realizujemy projekty, wszyscy partnerzy społeczni są równo traktowani, wszyscy się razem dogadujemy, nie ma żadnych głosów przeciwnych. To jest wzór dobrego funkcjonowania partnerów społecznych, którzy funkcjonują w zespołach funduszy europejskich. (…) I myślę, że to jest duża przyszłość, żebyśmy podnieśli swoją rangę i żebyśmy również walczyli o podniesienie rangi Rady Dialogu Społecznego, bo jest w tej chwili dosyć słaba. I jeszcze jedno. Z kolei taki przytyk do nas wszystkich. W województwach my jako partnerzy społeczni naprawdę mamy duże środki, też możemy działać i zaniedbujemy to. I tu jest apel do wszystkich, żeby to poprawić” - wskazał.

Waldemar Jakubowski (NSZZ „Solidarność”) wyraził zadowolenie, że z dyskusji wyłoniły się dwie bardzo istotne konkluzje. Jedna to taka, że państwo musi określić kierunki rozwoju gospodarczego.

„I my to widzimy z poziomu nauki i oświaty. Bez określenia, w jakim kierunku mamy się rozwijać, jakie gałęzie gospodarki będą wiodące, gdzie mamy skierować środki, nie można planować w ogóle rozwoju ani edukacji, ani nauki. To jest podstawowa kwestia. Więc to jest dla mnie bardzo istotne. Natomiast spotykamy się z jakimś odwrotnym kierunkiem. Przykładem jest profil absolwenta wygenerowany przez Instytut Badań Edukacyjnych, gdzie zaczęto w ogóle z drugiego końca. Zaczęto od wychowania przedszkolnego. Zamiast zastanowić się, czego będziemy potrzebowali za rok, za dwa, za dziesięć, za dwadzieścia lat w polskiej gospodarce, w jakie zawody powinniśmy inwestować, w jakie gałęzie rozwoju nauki powinniśmy inwestować i kogo mamy stworzyć” – skomentował.

Drugą istotną konkluzją jest konieczność podniesienia prestiżu zawodu nauczyciela czy nauczyciela akademickiego. To jest absolutnie niezbędne. Oprócz finansów, o których wszyscy mówią, co jest oczywiste, to jest poprawa wizerunku postrzegania nauczycieli, nauczycieli akademickich w społeczeństwie.

„W tych zawodach pracuje się coraz trudniej, z coraz większymi obciążeniami psychofizycznymi. Natomiast na przykład nasze ministerstwo na naszą prośbę, żeby stworzyć specjalny program prozdrowotny dla nauczycieli, nauczycieli akademickich, stwierdziło, że nie widzi takiej potrzeby. Mieliśmy taką konferencję temu poświęconą, i to jest bardzo istotna potrzeba rzeczywiście” – mówił.

Zgodził się z wcześniejszymi rozmówcami, że powinien powstać plan rozwoju gospodarczego w Polsce.

Zbigniew Sikorski (NSZZ „Solidarność”) reprezentujący przemysł spożywczy mówiąc o sztucznej inteligencji zauważył, że w przemyśle spożywczym program Przemysł 4.0 już jest. Przytoczył przykład z 2019 roku, kiedy w jednym z zakładów koncernu międzynarodowego, w przemyśle spożywczym, wprowadzono dwa roboty i zwolniono 30 kobiet.

„Nawet nie podjęto próby, żeby je przekwalifikować. Ja mam pytanie do pani Teresy Henrik, która mówiła, że do tanga trzeba dwojga, trojga, bo coraz częściej my się zastanawiamy jako związkowcy, jeżeli nie będą wprowadzane roboty, i inne rzeczy, a dla ludzi nie będzie pracy, to kto zajmie się utrzymaniem tych ludzi? Czy te roboty może trzeba będzie opodatkować?” – pytał.

Zwracając się do Katarzyny Kameckiej, mówił o przypadkach zwolnienia osób, które zakładają związki zawodowe. Zgodził się, że pracodawcy i związkowcy muszą myśleć o przyszłości.

Elżbieta Wielg (NSZZ „Solidarność”) zauważyła, że dużo mówiono podczas konferencji na temat układów zbiorowych pracy, w tym jak sobie poradzić z problemem, żeby objąć układami 80 proc. pracowników.

„Jak państwo sądzą czy nie należało położyć jeszcze na stół takiego rozwiązania, gdzie jeżeli mówimy o reprezentatywności partnerów społecznych na szczeblu krajowym, żeby mówić o zdolności układowej, czyli nie liczba osób, które są, czy podmiotów, które są zrzeszone, ale czy te podmioty mają zdolność układową, czyli zrzeszają taką liczbę pracowników i taką liczbę zrzeszonych pracowników w organizacjach związkowych, że mogą one wspólnie na poziomie zakładu pracy tworzyć układy zbiorowe pracy. Wtedy problem sektorowy jakby naturalnie się rozwiązywał” - zaproponowała.

Krzysztof Rowiński (NSZZ „Solidarność”) skierował pytanie do Teresy Hernik czy miałaby jakieś rekomendacje dla osób niepełnosprawnych, aby stali się fachowcami potrzebnymi od zaraz dla pracodawców.

Teresa Hernik (Federacja Przedsiębiorców Polskich) odpowiadając na pytania podkreśliła, że nie wszystko da się zrobotyzować. Jeśli powstanie wizja państwa, i strategia, które kierunki są do rozwoju, którymi trzeba się zająć, to będzie możliwość, by wszystkie zwolnione osoby zaktywizować i dać im pracę. Odpowiadając na pytanie dotyczące niepełnosprawnych podkreśliła, że to przepotężny kapitał, który jest w naszym państwie absolutnie niedoceniany, niewykorzystywany.

„Ja nie mówię o wykorzystywaniu w złym słowa znaczeniu. To jest potężny potencjał, tylko nikt tym się nie chce na poważnie zająć. Każdy myśli, że jak da zasiłek albo jeszcze jakiś grosz, to temat jest załatwiony, mamy czyste sumienie” – mówiła.

Dodała, że próbowała pokazać w ministerstwie rozwiązanie przejęcia absolwentów szkół średnich w pilotażu na uczelniach w IT, bo informatycy nie muszą jeździć do pracy, mogą pracować z domu i naprawdę to są świetni fachowcy.

„Nie sztuką jest uczyć dla samej nauki i robić tzw. wskaźniki w edukacji, tylko chodzi o to, żeby ten absolwent, na którego łożymy wszyscy nasze pieniądze, mógł być, wykorzystany w pracy, łącznie z tym, żeby u pracodawcy robić staże, praktyki, a potem zawierać umowy. Kiedyś były umowy zawierane z absolwentami, to nie było nic dziwnego. I osoba niepełnosprawna miałaby stabilność, że nic się nie zadzieje z wtorku na środę, bo takim ludziom bardzo trudno, zmienić swój styl życia i bycia. Nikt nie chce patrzeć na ten temat długofalowo. Wszystko jest kinem akcji, a kinem akcji my niczego nie załatwimy. Nie wszyscy muszą być w IT, jest cała sfera usług, których naprawdę ci ludzie, a ja bardzo wiele lat pracowałam, więc mogę powiedzieć, to są tak oddani ludzie, to są tak wspaniali ludzie, że nie ma obaw. Teraz pracując w Federacji Przedsiębiorców Polskich przekonuje pracodawców, żeby się nie bali osób z niepełnosprawnością, tylko wykazali odrobinę więcej cierpliwości w przygotowaniu tego człowieka do pracy, a ten człowiek potem naprawdę z dużym zyskiem, odda ten czas, który w niego włożyliśmy” – przekonywała.

Szymon Witkowski (Pracodawcy RP) zauważył, że jeżeli spojrzymy chociażby na to, jak nasze życie różni się od życia naszych rodziców, to ono jest znacznie bardziej zróżnicowane niż to, co wynikało z życia naszych rodziców w stosunku do naszych dziadków.

„Ten postęp rośnie po prostu diametralnie i to jest widoczne w każdej sferze życia. I tak naprawdę w dzisiaj bardzo trudno nam jest powiedzieć, jak ten rynek pracy będzie wyglądał za 10, 20 czy 30 lat. I to rodzi bardzo ważne pytania i bardzo ważne konsekwencje, o których już tu wspomniano, jak chociażby to, co się stanie, gdy część pracowników, czy może nawet i znaczącą część pracowników zastąpi sztuczna inteligencja, zastąpi automatyka i robotyka. Na temat tych pytań, na temat tych wyzwań trzeba prowadzić jakąś szeroką dyskusję. Dyskusję między innymi z partnerami społecznymi” - mówił.

Wyraził zaniepokojenie pojawiającymi się sytuacjami dot. braku konsultacji przez partnerów społecznych aktów prawnych i nie trzymaniem się procedur dotyczących przede wszystkim terminów. Jego zdaniem trzeba przemyśleć to, jaka jest rola partnerów społecznych, a rząd musi zacząć szanować organizacje społeczne po to, żeby ten konstruktywny dialog mógł być prowadzony.

Sławomir Adamczyk (NSZZ „Solidarność”) w nawiązaniu do zmian na rynku pracy, jeszcze raz podkreślił, że one są obiektywne i absolutnie nieodwracalne.

„Jednym z laureatów nagrody Nobla w tym roku z ekonomii został Daron Acemoğlu. Wybitny ekonomista, który badał wpływ rozwoju technologii na rynek pracy. Więc jak dostał tego Nobla, to znaczy, że jednak uznano, że wszystko się będzie sprawdzać, czyli zdecydowana większość miejsc pracy będzie ulegać przekształcaniu. Natomiast środowisko pracy paradoksalnie może stać się bardziej przyjazne na przykład dla osób starszych czy niepełnosprawnych. Dzięki właśnie zmianie technologicznej była mowa o niepełnosprawnych. Proszę państwa, to może być rewolucja. Rozpoczyna się dyskusja na temat cyborgizacji człowieka pracy, czyli udoskonalenia go w taki sposób, żeby na przykład osoba niepełnosprawna mogła w pełni funkcjonować na rynku pracy, także to są te kwestie, z którymi wiążą oczywiście kwestie natury etycznej, w jaki sposób to ma wpływać” – przekazał.

Stwierdził, że nie będziemy sobie w stanie poradzić ze zmianą na rynku pracy, jeżeli nie będziemy prowadzić rzeczywistego dialogu.

„Taki dialog jest możliwy na poziomie sektorowym. Jeszcze raz powtórzę, że lekcje do odrobienia mają pracodawcy, bo ile większość organizacji związkowych w Polsce, ponad 80 proc. jest reprezentowanych w ramach trzech centrach związkowych w RDS, to jeżeli chodzi o organizacje pracodawców, to tylko 20 proc. z nich jest reprezentowanych w organizacjach, które są w RDS. Więc musicie się zjednoczyć, zacząć wspólnie rozmawiać, żebyśmy my mogli prowadzić z wami dialog i ten dialog wtedy będzie konstruktywny, zarówno na poziomie tym ponadsektorowym, jak i sektorowym, jeżeli rzeczywiście będziecie chcieli rozmawiać” - wskazał.

Zwrócił się do Katarzyny Kameckiej przywołując czasy za pierwszych rządów premiera Donalda Tuska, i propozycję związków zawodowych, aby wprowadzenie rozluźnienia okresów rozliczeniowych pracy możliwe było poprzez układy branżowe. Miała to być promocja układów branżowych, a jednocześnie poluźnienie tych sztywnych regulacji. Rząd się na to nie zgodził i został poparty wówczas przez organizacje pracodawców.

Katarzyna Kamecka (Polskie Towarzystwo Gospodarcze), odpowiadając na pytanie Zbigniewa Sikorskiego, dot. zakładania związków zawodowych, i tego, że przewodniczący są zwalniani przez pracodawców, zauważyła, że to nie jest codzienna praktyka.

„Oczywiście to się zdarza. Są też instrumenty, które pomagają zweryfikować, czy takie zwolnienie z pracy działacza związkowego było zgodne z prawem czy nie. Otóż tutaj pan przywołał przykład tego zabezpieczenia o przywróceniu do pracy działacza, które stosunkowo niedawno zostało wprowadzone do Kodeksu postępowania cywilnego. Tutaj należy sobie zadać pytanie, dlaczego w ogóle zaistniał taki pomysł, żeby tego typu zabezpieczenie wprowadzać. Otóż tutaj jest przede wszystkim problem postępowań sądowych, które w Polsce wyglądają tak, a nie inaczej. Z jednej strony mamy funkcję ochronną pracownika, o której mówi Kodeks pracy, czyli prawo materialne. I pozostaje pytanie, jak ta funkcja ochronna się realizuje w prawie procesowym, czyli w momencie, kiedy pracownik się odwołuje, bo uważa, że jego zwolnienie od pracy jest niesłuszne. Jeszcze jakiś czas temu w przepisie Kodeksu postępowania cywilnego istniał przepis, że rozprawa w prawie pracy i postępowanie ma się odbyć w ciągu 14 dni. W apelacji warszawskiej co najmniej dwa lata pracownik czeka na rozstrzygnięcie. Więc gdyby postępowanie sądowe, czyli całe systemy istniejące w państwie, czy system sądowniczy i inne systemy działały prawidłowo, nie musielibyśmy się o to martwić i próbować wprowadzać inne rozwiązania, które de facto nie są rozwiązaniem tego problemu” – zwróciła uwagę.

Maciej Kłosiński (NSZZ „Solidarność”) dodał, że taki był cel, wprowadzenia tej zmiany. „Przypomnę i związkowcom i nam tutaj wszystkim, że problem był taki, że pracownik, działacz był zwalniany, toczył się proces dwa lub więcej lat, a on dalej nie miał świadectwa pracy i on był w próżni po prostu, zawieszony przez cały system sądownictwa i z tym się zgodzę. Do tego po prostu zmierzam, że on nie mógł podjąć nowej pracy, bo cały czas był w trakcie swojego procesu sądowego” – wyjaśnił.

Konferencję podsumował Bartłomiej Mickiewicz, Zastępca Przewodniczącego Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, serdecznie podziękował w imieniu swoim, jak i przewodniczącego KK NSZZ „Solidarność” i przewodniczącego Rady Dialogu Społecznego Piotra Dudy za uczestnictwo w konferencji.

„Takie dwie konkluzje się nasuwają na zakończenie tej konferencji, przynajmniej z mojej strony. To co Katarzyna Kamecka powiedziała w części swojego wystąpienia, to jest ten niedosyt, że tematy są bardzo ważne i moglibyśmy na ten temat rozmawiać naprawdę bardzo długo, to jest jedna taka rzecz i mam nadzieję i tutaj deklaruję, że to nie jest ostatnie nasze spotkanie i nie jest ostatnia nasza inicjatywa jako «Solidarności» w ramach przewodnictwa w Radzie Dialogu Społecznego. Myślę, że będą kolejne inicjatywy. Dziękuję wszystkim za obecność i za wypowiedzi, moderatorom za prowadzenie tych dyskusji, wszystkim gościom, którzy tutaj są za obecność. Nie spodziewaliśmy się aż tak dużej frekwencji, więc bardzo serdeczne podziękowania dla wszystkich. A druga konkluzja, która się nasuwa, to jest ten dialog. Dlatego, że z tego co przysłuchiwałem się i z tego co wiem, w ramach właśnie tych zawodów deficytowych, ogólnie rzecz biorąc, ale i szkoleń zawodowych, i robotyzacji, i sztucznej inteligencji to są wyzwania, z którymi na pewno już zaczynamy się spotykać, ale będziemy się spotykali jeszcze częściej i taka nasuwa się konkluzja, że tylko w ramach dialogu społecznego będziemy w stanie z tymi wyzwaniami sobie poradzić. My jako związki zawodowe w kontekście miejsc pracy, w kontekście dbania o jakość pracy, pracodawcy w kontekście zatrudniania i jakości pracy w ramach wykonywanych obowiązków, no i mamy nadzieję, że strona rządowa w ramach bezrobocia i w ramach ogólnego utrzymania rynku pracy” - podkreślił.

Dodał, że jest potrzeba rozwiązań systemowych i planu działania. W każdym aspekcie, o którym była mowa podczas konferencji potrzebny jest konkretny plan.

„Ja się bardzo cieszę, że mieliśmy tutaj przedstawicieli strony rządowej i liczę też na to, że te konkluzje, które zostaną nam w głowach po tym naszym spotkaniu weźmie pod uwagę strona rządowa i będzie starała się jeszcze te wnioski wprowadzać w życie i realizować. Nie jesteśmy na szarym końcu, jeżeli chodzi o bezrobocie i rynek pracy w Europie. Musimy sobie to jasno powiedzieć, ale żeby ten trend się utrzymał, biorąc pod uwagę też to, co się dzieje w tym roku na rynku pracy, bo mamy do czynienia z falą zwolnień grupowych w wielu aspektach i w wielu przedsiębiorstwach. To oczywiście w statystykach pokaże się dopiero za jakiś czas. Teraz jeszcze tego nie widać, ale na pewno się to pokaże, więc żebyśmy sobie dawali radę z tymi wyzwaniami, to takie spotkania są naprawdę potrzebne. Bardzo serdecznie jeszcze raz wszystkim dziękuję. Centrum Partnerstwa Społecznego «Dialog» to jest to miejsce, gdzie takie dyskusje powinny się toczyć i się toczą” – zakończył podsumowanie.

Grażyna Cebula-Kubat (Forum Związków Zawodowych) stwierdziła, że jest podbudowana dyskusją podczas konferencji, i jedyne czego jej zabrakło to obecności przedstawicieli resortów.

Katarzyna Zimmer-Drabczyk (NSZZ „Solidarność”) odpowiedziała, że rozwiązaniem mogą być spotkania sektorowe z udziałem odpowiednich ministerstw. „Rozmawiajmy na temat tych zawodów w tym kontekście. Może zacznijmy od tego, jakich pracowników potrzebują pracodawcy i czy jesteśmy w stanie te ich kwalifikacje ująć w sektorowym układzie zbiorowym pracy. (…) I to wydaje mi się, jest kluczowe, abyśmy na różnych poziomach rozmawiali o tym, bo nie mogą być zarówno pracodawcy, jak i pracownicy zaskakiwani nagłą zmianą na przykład profilu. I idąc za głosem i podsumowaniem Bartłomieja Mickiewicza, strategia na poziomie krajowym, a później szukanie jakby rozwiązań na różnych poziomach sektorowych, regionalnych i zakładowych. Bardzo Państwu dziękuję za udział, zapraszam na następne debaty” - zakończyła.